• Optymistycznie o życiu, czyli “The Affair” jako twój homework

    W internetach wpadłam na serial.
    Nie mogłam przestać go oglądać, robiłam to wszędzie, nawet w myślach i nawet śpiąc. W 2 dni obejrzałam 13 odcinków, półtora sezonu, bo sprawiał, że czułam się tak bardzo źle, czyli swojsko.
    Nie pozostawił żadnej nadziei. Sprawił, że wiadomo już wszystko, że nie ma dokąd uciec, bo nie ma raju, słowa są bez znaczenia, gesty są puste. Gatunek ma przetrwać na wszelkie możliwie głupie sposoby, reszta to ściema, żałosna iluzja i w gruncie rzeczy nie ma większego znaczenia, choć wszystko wokół nas skłania do tego, by temu, co jest tak ulotne, nadawać sens większy niż ma.

    The Affair

    Serial, który w drodze do Złotego Globu w 2015 pokonał Grę o tron, House of Cards , Dowtown Abbey czy Żonę idealną.

    Ok, Gry o tron nie kumam, nie fascynuje mnie ten sztafaż, Żona idealna jak dla mnie przeciętny i nudny, Dowtown Abbey – specyficzny, ale dla ludzi naprawdę mających dużo czasu na kontemplację super kostiumów z epoki, (ja miałam hyhy), ale House of Cards – dla mnie fenomen, ideał narracyjnej konstrukcji plus szekspirowskie postaci. A tymczasem jakiś The Affair, serial o tematyce banalnej.

    Czyli o czym?

    Pan domu ma rodzinę, żonę i czworo dzieci. Zakochuje się w młodszej, na wakacjach, ona zakochuje się w nim, choć też ma męża oraz traumę. I przez to zakochanie rozpadają się te rodziny. Jak potoczą się losy kochanków?

    Banał.

    A jednak nie do końca.

    Kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa

    Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Venus, opowiadał nam w latach 90- tych John Gray i wszyscy się tym jarali a potem uznali, że uproszczenie i głupota w ogóle, a potem jednak, że prawda. Bo prawda. Ja się czasem dziwię, że babka z facetem są w stanie w zgodzie posiedzieć chwilę, w sytuacji, kiedy akurat nie chcą się przelecieć. To trudne.

    Serial Tha Affair bardzo spektakularnie pokazuje różnice między tym, jak rzeczywistość postrzegają kobiety a jak mężczyźni. Rozziew między tym, jak zapamiętują sytuacje, jak je potem interpretują jest tak przepastnie ogromna, że podziwiam to, że kobiety i mężczyźni nie mają chęci na co dzień za te rozziewy komunikacyjne się wzajemnie, szybko pozabijać.

    Wydaje mi się, że ten fenomen zawdzięczamy wszechmocnej biologii, która nastawiona czujnie na dbałość o przetrwanie gatunku, każe się ładnie obwąchiwać i oszukiwać w wielu sytuacjach, kiedy babka facetowi czy facet babce chce powiedzieć tylko jedno słowo – spierdalaj, no albo przynajmniej – daj mi spokój, chcę se serial/mecz  właśnie pyknąć w spokoju.
    Dla utrzymania ciągłości trzeba jednak udawać, że jest fajnie fajnie, chociaż każda ze stron fajność czy niefajność widzi zupełnie inaczej, w innych momentach i one właściwie nigdy się ze sobą nie stykają.

    To jak pokazuje tę dychotomię ten serial powaliło mnie, dosłownie wkuło w kanapę.

    Sytuacje opowiedziane są z różnych punktów widzenia, np. jak on ją poznaje, jak ona poznaje jego, jak poszli gdzieś tam, zrobili coś tam, mamy pokazane jak pamięta to ona, jak pamięta to on. Różnice w percepcji są tak wielkie, że widz zastanawia się, czy to wciąż te same zdarzenia i ci sami ludzie.

    Np. facet zawsze pamięta babkę z rozwianymi włosami i kusej kiecce, Facetka zawsze pamięta siebie na skromno, w spodniach i związanych włosach. Facet zapamiętuje babkę jako egzaltowaną i pijącą za dużo, babka pamięta siebie jako wstrzemięźliwą. Ona pamięta faceta jako agresywnego, on pamięta siebie jako łagodnego, ona pamięta sytuację jako żenującą, on pamięta jako zajebistą. Przykładów można mnożyć.

    Porozumienie jako fikcja

    Powtórzę, zwaliło mnie to z nóg. Autorzy scenariusza wzruszająco pokazali, że porozumienie dusz to bzdura, Nie ma takich zjawisk po prostu. Parcie ludzi ku sobie następuje z przyczyn odwiecznego parcia człowieka ku odnowie, którą znajduje w adoracji czegoś nowego, w kopulacji z kimś nowym i jak ta faza występuje, różnice lekko się zacierają lub działają na korzyść. Potem różnice w percepcji świata oddalają kobietę i mężczyznę na zawsze i bezpowrotnie.

    Zostaje taka para razem w zależności od tego jak szczery kontrakt ze sobą zawarła na początku. Jeśli oparty na romantycznym złudzeniu, pożądaniu i wierze, że dobry seksik załatwia zacną starość we dwoje – to już przegrali.
    Jeśli chcą poprowadzić swój związek jak firmę przeprowadzkową – może się udać, ale istnieje ryzyko, że któryś z partnerów uzna, że się przebranżowi i poprowadzi interes z kim innym.

    Gwarancji nie ma żadnej. że dwoje ludzi to jedność. Nie ma po prostu takiej opcji.

    Najpierw miałam z tego powodu zły humor.
    A potem dobry.

    To naprawdę oczyszczająca świadomość jak się temu przyjrzeć.

    Spotykasz kogoś i wiesz, że radosny seks potrwa chwilę, a potem może być różnie, zależy jak się splotą okoliczności i co uda się wynegocjować. Z partnerem i z samym sobą.

    Serial ten genialnie też pokazuje to, co najboleśniejsze przy rozstaniach, nieudanych inwestycjach związkowych. Wcale nie sam fakt rozejścia się dróg, oczekiwań, ale najgorsza jest rodząca się

    Obcość

    W pierwszej scenie serialu widzimy pana na pływalni, jak sobie pływa a następnie opiera się zalotom jakiejś młodszej laski na basenie. Podbudowany adoracją wraca do śpiącego jeszcze domu, wchodzi do łóżka, dotyka żony, małżonkowie sobie mruczą, chwalą swoje tyłeczki i takie tam, atmosfera jest nabrzmiała ich snem, bliskością, intymnością. Przerywa im drący się dzieciak domagający się czegoś tam, co zapewne mógłby wziąć sobie sam. Często w filmie powraca motyw dzieci psujących rodzicom ogólnie dobrą zabawę w bycie sobą, w bycie parą. No ale zdecydowali się na firmę z dziećmi, to pchają ten niewdzięczny wózek udając, że super jest ogólnie.

    Słowo „udając” jest tu kluczowe. Bo w sumie w takich układach prędzej czy później ktoś spasuje, da dupy i nagle zechce mu się jednak nie udawać, tylko wybierze się w drogę ku szukaniu kontaktu z samym sobą i własnym spełnieniem.

    Wtedy zaczyna się droga ku obcości niegdysiejszej pary.

    Najpierw pojawiają się skrywane znużenie, irytacja powtarzalnością, uciążliwością rutynowych obowiązków, niespełnienie w czymś, niedowartościowane w czymś, złość, gorycz i na takie ładnie spulchnione pólko wkracza jakieś ziarno.
    Najczęściej jest to młoda osoba płci żeńskiej. Bo młodego faceta żona prawdopodobnie odrzuci, bo jakoś biologicznie chyba kobiety zaprogramowano na te bardziej odpowiedzialne i obowiązkowe:)

    Wkracza młoda laska/ inna laska

     

    THE AFFAIR SEASON 1 EPISODE 1 SKY ATLANTIC HANDOUT ... Dominic West as Noah, Ruth Wilson as Alison and Maura Tierney as Helen in The Affair (season 1, episode 1). - Photo: Craig Blankenhorn/SHOWTIME - Photo ID: TheAffair_101_0971

    fot. za www.telegraph.co.uk

    W postaci klockowatej i in my opinion zupełnie nieciekawej kelnerki. Żona była ta ciekawa i wyrafinowana, pyskata i mądra, ubrana jak wytyczna nowojorskiej bohemy. Kelnerka była tandetna, korpulentna i niewiele wiedziała, ale jak pan opowiadał jej o astronomicznych zajawkach potakiwała i pytana, czy ją to nie nudzi – odpowiadała” tak bardzo lubię, jak opowiadasz”. Pan szczęśliwy, pani mruży oczy. O to chodziło. Nikt nic nie kuma, ale jest miło, prawda?

    Okazuje się, że panowie do szczęścia wcale nie potrzebują jakichś wyrafinowanie intelektualnych gadek z paniami. Pani ma mieć krótką kieckę, jędrną dupę, długie włosy i lubić eksperymenty oraz nie pytać i nie mówić za dużo. Wtedy może zyskać nawet status muzy pana, jeśli on coś tworzy. Bo taka pani co za dużo się mądrzy i opowiada muzą nie zostanie nigdy, co najwyżej rywalką. I wiadomo, że przegra.

    Tak więc pan coraz bardziej angażuje się w ten romans. I tu następuje mielizna w tym serialu. Nie jest to dobrze uzasadnione psychologicznie, ta jego fascynacją nią. Widz patrzy i nie rozumie, dlaczego akurat ona. Ta postać nie ma tego CZEGOŚ w sobie, niemniej pan z jakichś przyczyn ku tej lasce prze. Nie wiem, może faceci zawsze fascynują się bezmyślnymi, szczerymi buziami z oczami dziecka w wiecznym zdziwieniu? Jeszcze jak niesforny lok na wietrze się plącze po karku, to już w ogóle.

    Mija czas, mijają perypetie losowe, zawodowe, prywatne bohaterów i ostatecznie pan postanawia zerwać więzy i po prostu. Wyprowadzić się z domu.Bo to jest przecież takie normalne – dążę do tego by żyć z w zgodzie ze sobą, chcę być szczęśliwy, wy dzieci, żono to musicie skumać, takie jest życie.

    Potem trwają przepychanki rozwodowe, negocjacje, ustalania, patrzymy na to okiem żony i okiem jego i widzimy właśnie to najgorsze, kiedy z nabrzmiałego snem i małżeńskim seksem łózka przechodzimy do obserwowania ludzi, którzy wczoraj razem spali a dziś są sobie obcy. Tak, jakby nigdy w życiu się nie znali, za to chcieli się nawzajem z czegoś okraść.

    Pan

    W serialu tym uderzyła mnie też prawdziwość postaci bohatera męża. Facet jest nauczycielem, pisze książki, czyli można założyć, że kuma. Ale jego podejście do całej tej sytuacji, do żony, rodziny, kochanki przyszłości jest tak totalnie z dupy, tak idiotyczne, że wierzyć się nie chce.

    Pan mówi słowa górnolotne. Zawsze bez pokrycia.
    Jego dzisiejsze kocham cię, jutro już nic nie oznacza.

    Np. oświadcza się kochance, daje jej pierścionek, podczas gdy ani ona ani on nie są jeszcze rozwiedzeni, ale co tam, jakoś to będzie. Nawet kelnerka wpadła na to, że samo to się wszystko nie poukłada i mógłby pan zbastować, ale cóż, skoro pan akurat ma ochotę być romantycznym.
    Tak to jest, panowie szukają zgody z samym sobą, cały świat powinien wychodzić im na przeciw.

    Podsumowanie

    Pięknie to wszystko jest pokazane. Naprawdę.

    • Jak panowie mogą więcej, bo w zasadzie nie zastanawiają się nad czymś tak drobnym jak odpowiedzialność. Przecież tak bardzo kochają swe dzieci, najlepiej w co drugi weekend. Chociaż o więcej opieki powalczyć też mogą, żeby żonie dokuczyć i pokazać światu jak im zależy, że rozwód to z żoną, nie z dziećmi.
    • Jak bardzo są panowie prości.
    • Jak bardzo wygrywają kobiety, którym nie zależy, aby wiedzieć i prowadzić dysputy, ale chodzą za to w sukienkach.
    • Jak bardzo wszystkie żony są tak samo naiwne i głupie wychodząc z założenia, że coś jest na zawsze i chroni je ilość urodzonych dzieci.
    • Jak bardzo rodzina to źródło cierpień.
    • I jak strasznie jest ten świat poukładany, pełen nieporozumień komunikacyjnych z zerową opcją na jakiekolwiek porozumienie człowieka z człowiekiem na temat spraw wychodzących poza seks i pożądanie.

    Chociaż może dobrze w sumie, jak sobie uświadomić, że wszystko mamy na chwilę, nic nigdy nie na zawsze to można żyć i rozsądniej i bardziej świadomie?

    W kwestii formalnej dodam, że serial jest osnuty na wątku kryminalnym. To zaskoczka. Miesza gatunki i udaje się to moim zdaniem super. Nie ma chronologii zdarzeń, poznajemy wydarzenia w poszczególnych odcinkach, sekwencjach, mimochodem, a jednak wszystko jest klarowne i trzyma się kupy.

    Znakomity serial pokazujący bardzo nieładną prawdę o nas, że staramy się bardzo, bo tak bardzo chcemy mieć kontrolę, ale w sumie i tak nie mamy wpływu na to, czy dostaniemy od życia umowę na etat z pełnym socialem, czy śmieciówkę. Mamy talenty i chęci dobre, ale decyzje zapadają poza nami. Są wpisane w jakieś biologie, prawidłowości międzyludzkie, damsko męskie, kulturowe, obyczajowe a na samym końcu i tak

    zostaje się samemu.

    Bardzo mi przykro. Ale nie do końca.

  • Carrie Bradshaw po 70-tce, czyli jak ogarnąć końcówkę

    Chciałabym napisać jakiś na śmieszno tekst, do porechotania z możliwością na kilka sekund szerszej refleksji na temat życia, ale nie mogę.

    Jakoś mi się nie składa.

    Albo jest tak, że może po prostu nie ma tego we mnie, że jest śmiesznie, albo może to nie ten moment teraz.

    Jak babka obawiająca się obsesyjnie, że zaszła w ciążę, w związku z czym wszędzie widzi ciężarne kobiety, tak ja widzę teraz wszędzie seriale, filmy albo o starości albo o życiu bez smaku.

    Kiedy jestem naprawdę zdesperowana faktem, że wszystko obejrzałam co było do obejrzenia, żeby śniadanie nie miało pustego przebiegu – sięgam po Seks w Wielkim Mieście, ale i tym razem zdarzyła się koincydencja i trafiłam na odcinek, kiedy Miranda bała się, że umrze samotna i połowę twarzy zje jej kot. Reszta koleżanek zresztą mocno podzielała jej lęki, dlatego też biegały jak opętane po Manhattanie w poszukiwaniu Pana Idealnego pocieszając się, że na szczęście nie mają jeszcze 40 lat i wszystko może się zdarzyć.

    I właśnie. Chętnie obejrzałabym kolejny sezon Seksu w wielkim mieście w czasach, kiedy bohaterki są grubo po 60-tce.

    W II części filmu kinowego o ładnych paniach w ładnych butach było nadmienione, z odpowiednim poczuciem humoru, że Samantha boryka się jednak z menopauzą i zażywa tony dziwnych pigułek na utrzymanie swoich hormonów w ryzach i dzięki temu bzyka ochoczo najprzystojniejszego gościa rasy białej w hotelu w Abu Dhabi. W dodatku na plaży, na masce terenowego samochodu. How spectacular. Jakie pocieszenie dla wszystkich babek, które dobiegają 50 – tki. Jasny przekaz – możesz wszystko.

    Ale co dalej? W końcu jednak to co nieuchronne je dopadnie i jakie będzie ich życie? Co będą robić? Jakie będą ich zajęcia, priorytety i złote myśli?

    Starość to nadal taki temat jak rozmowy o problemach gastrycznych typu krew w kale albo gazy. Wszyscy przecież udają, że nie pierdzą a ich kupa nie śmierdzi, prawda?

    Każdy będzie stary, pomarszczony, kobietom urosną wąsy, facetom obwisną tyłki, opuszki palców tak paskudnie się wyostrzą, za to stępi się wzrok i słuch i wszystko po kolei.

    Jest to oczywiste, ale wszyscy, których nie dopadła 60 – tka udają, że ich to ominie jak np. ospa wietrzna. Że jakimś cudem będą mieli lat 60 czy 70 i takie status quo jak teraz, dużo chęci, zapału, pracy, dynamiki, jędrności, nadziei i planów a z chorób co najwyżej katar.

    No niestety.

    Tak nie będzie.

    A co ciekawe, zaczynają nam to nieśmiało uświadamiać producenci filmowi, odzieżowi i może też inni, którzy mierzą się z faktem, że młodzieży z dużą siłą nabywczą nie przybywa, za to przybywa ludzi starych, którym zdarza się mieć pieniądze i ochotę na coś jeszcze prócz ucierania obsmarkanych nosów swoich wnuków.

    I tak oto w gazetach modowych stylizacje na kolejne sezony nie kończą się na 40 czy 50+, obejmują już 70-tki. Firma Bohoboco zrobiła mocną kampanię swoich ubrań pokazując dwie modelki – standardowo młodą i wiekową – Helenę Norowicz. Ponieważ te kobiety, w tym wieku mogą coś kupić, a nie tylko nosić swoje bezkształtne spódnice z epoki Gierka, pokazano więc, że mając lat 70 można wyglądać dobrze.

    81-letnia-Helena-Norowicz-modelka-w-najnowszej-kampanii-BOHOBOCO_img54e6539ee607f

    W międzyczasie szukając jakiegoś serialu do obiadu trafiłam na „Grace and Frankie”. Nie bardzo mnie zachęcił, bo filmy mające w tytule imiona są zazwyczaj za bardzo popowe jak dla mnie.

    I faktycznie, tak jest. Nie jest to serial z tą magią wyjątkowości czy nowatorskości jak Mad man, Homeland, Rodzina Soprano czy The Killing, kiedy się je ogląda i myśli sobie – woooow.

    No to ten nie jest taki. Ten jest tak między sitcomem a solidną obyczajówką. Pełno w nim schematów, puszczania oka do widza, mało plenerów, czyli chyba niski budżet, ale temat ma naprawdę mało ograny, mało powszechny, rzadko goszczący na ekranach czegokolwiek.

    Oto producenci z internetowego giganta Netflix postanowili pochylić się nad starością i pokazać, jak żyją kobiety i mężczyźni, którzy nie są ładnymi singlami, z super zawodami szukający partnerów na życie, by móc mówić „MY”, którzy nie są brzydką młodzieżą mającą nasrane w głowie jak „Girls”, którzy nie są zimnymi prawnikami z Manhattanu, przepracowanymi lekarzami, ani detektywami, ani seryjnymi mordercami o ciekawym profilu psychologicznym.

    Bohaterowie są zwykłymi ludźmi, dwa małżeństwa, z dziećmi, no może trochę i niezwykłe, bo serial wychodzi też naprzeciw problemom gender, zatem ojcowie rodzin tuż przed emeryturą stwierdzają, że pora być wreszcie sobą, bo jak nie teraz to kiedy i zrobić comming out po czym obwieścić rodzinom, że kochają się od 20 lat, teraz więc się rozwiodą i wezmą gejowski ślub.

    Zresztą to jest też dobry wniosek co do mężczyzn, którzy się starzeją. Mają z tym na ogół mniejszy problem niż kobiety. Każdy młodszy pan zapytany przez mnie, co będzie jak się zestarzeje, odpowiada – będę wreszcie mógł robić to, na co teraz nie ma w ogóle czasu.Faceci w starości upatrują bardziej swoje wyzwolenie od presji wszystkich i wszystkiego.

    Z racji tego, że nie przywiązują aż takiej wagi do wyglądu jak kobiety a popyt na nich jest długo o wiele większy niż na kobiety w podobnym wieku – łagodniej przechodzą fazę pogodzenia się z tym, że coś im obwisa albo jest nieodwracalnie za grube, albo łyse.

    No cóż, a starość w Stanach ma twarz Jane Fondy, która gra tytułową Grace, nosi apaszki od Hermesa i jada lunche na mieście.

    Cóż porabiają staruszki w Ameryce, na ładnym przedmieściu, w nadmorskiej miejscowości, w ładnym domu?

    Nie należy się przejmować, że producenci pokazują nam nierealną wizję 70 letnich ciał w postaci Jane Fondy. Wiadomo, że nam takiego stanu osiągnąć się po prostu nie uda, choćby z racji tego, że nie propagowałyśmy aerobiku w czasach, kiedy nikt o nim nie słyszał ani nie mamy takich pieniędzy na upiększanie i polepszanie tego, co nam się pogarsza.

    To jest nieważne. Ważne, że bohaterki są stare i ważne co robią i co nam to uświadamia.
    Z pewnością to, że wraz ze starością życie się nie kończy. To chcą nam powiedzieć twórcy tego serialu.

    że owszem, trzeba się zdefiniować na nowo, bo mąż może umrzeć, czy w jakikolwiek inny sposób od nas odejść wcześniej czy później, fizycznie lub mentalnie.

    No i rodzi się pytanie – co by tu porobić?

    Praca na pełen etat już nie bardzo, a tu chciałoby się być przydatnym, zatem jakieś kursy może? Malarstwa dla byłych więźniów?

    Nie ma za dużego wyboru, jeśli chodzi o spełnianie się w byciu przydatnym dla społeczeństwa. Zatem bohaterki starają się być przydatne dla samych siebie.

    I na przykład mają iphony, Fonda ma niebieski 5 c co mnie wzruszło, mają MacBooki Air, jedna musi koniecznie nie umieć go otworzyć, uczestniczą żywo w socialach, twittują, mają konta na Facebooku, korzystają z portali randkowych, w każdym razie – są na bieżąco.

    Mają też bolączki.

    według twórców bolączkami starości kobiet są:

    • niewidzialność
    • suchość pochwy

    Niewidzialności boi się każda starzejąca się kobieta. Boi się tego momentu, kiedy zauważa, że jednego dnia, kiedy szła w sukience oglądał się za nią ten czy tamten a teraz idzie i po prostu nic się nie dzieje. W serialu jest scena, kiedy Fonda z kumpelką idą do sklepu po fajki, stoją za ladą, a sprzedawca ociąga się z podejściem do nich, po czym, kiedy zjawia się młoda blondynka, obsługuje ją pierwszą z zapałem godnym kupna sportowego porsche. Fonda robi awanturę, krzyczy i się wścieka, koleżanka ją wyprowadza, wychodzą więc zrezygnowane, bo wiedzą, że to na nic. Tak po prostu jest, takie jest życie.

    żeby sobie polepszyć samopoczucie idą więc w sobotni wieczór do klubu nocnego, do którego chadzały 40 lat temu i w ostrych makijażach tańczą na barze. Klientela bije im brawo, jak ciekawemu zjawisku, one wychodzą, siadają na krawężniku w miarę zadowolone i wiedzą, że niestety, seks w wielkim mieście już nie wróci.

    Jedna z nich, Fonda rzecz jasna, znajduje partnera i oto chcą uprawiać seks, ale problem jest, bo sucho. Na szczęście mają organiczne lubrykanty, które uśmierzają ten problem, niemniej widok zetlałych prezerwatyw sprzed 30 iluś lat, które wysypały się z szuflady i były tyle lat właśnie nie używane, nie pociesza.

    Tak więc na szczęście są sociale i smarowidła na wszystko, czasem nawet dorzeczni samotni mężczyźni w tym samym wieku, ale przeważnie  kobiety nie bawią się tak świetnie jak ich nigdysiejsi mężowie czy kochankowie.

    Panie owijają się więc w koc i odchodzą plażą w siną dal objęte i jakby pogodzone z tym, że niestety – niewiele się z tym wszystkim da zrobić.

    Ale do obejrzenia serialu jednak zachęcam. Tak samo jak do wyobrażenia sobie, co w wieku lat 70 – ciu będzie robić Carrie Bradshaw i co będzie robić wy. I czy nie możecie się na to doczekać:]

    PS. Zwracam też uwagę na napis na zdjęciu, fragment dialogu obu pań, kiedy Fonda przekonuje koleżankę, że jeśli jest się w związku, to trzeba zawsze trochę kłamać, bo inaczej nie jest możliwe, aby on był szczęśliwy. Teraz będzie spoiler. Wybrała jednak prawdę. A ceną jaką za nią zapłaciła, było wiadomo co:)

  • Jesteś stary, wykluczony i inny, a jak nie, to będziesz

    Kiedyś, dawno temu bardzo, kiedy moją ulubioną lekturą były stare roczniki pisma „Mówią wieki”, wydawało mi się, że życie samo się „układa”, a pewne rzeczy w nim po prostu dzieją się, bo „tak już jest”, „tak musi być”.

    Oczywiste jak słońce było dla mnie to, że są rodzice, rodzice mają dzieci, rodzice chodzą do pracy, dzieci do szkoły, potem te dzieci gdzieś wyjeżdżają, uczą się, pracują, gdzieś mieszkają, zakładają swoje rodziny, mają dzieci, potem one są rodzicami, wychodzą do pracy, wracają z pracy, gotują, sprzątają, chowają dzieci a potem… nie wiem co. W każdym razie tak żyją, bo „takie jest życie”.

    Byłam bardzo dumna, że „takość” mojego życia jest tak dokładnie pod linijkę, z podkreślonymi tematami, przepisana na czysto.

    Wszystko szło po kolei, według planu, szkoły, praca, śluby, rodziny, dziecko, pies, dom, nic za wcześnie, nic za późno. Było zadowolenie, że tak po prostu się to układa, ale z tyłu głowy pytanie – „i to wszystko”?

    Znam taką osobę, a przykładów znalazłoby się kilka, która ma męża i trójkę z nim dzieci. Oczywiście, że snuć wnioski o jej samopoczuciu na podstawie tego, co pokazuje na portalach społczecznościowych, jest ryzykowne i trochę naiwne, ale ona opowiada o swoim byciu matką z taką pasją, z jaką ja się jeszcze dotąd nie zetknęłam. Wiem tylko, że jak mi zdarza wyjechać i zatęsknić za kotami, – to oglądam sobie ich zdjęcia w telefonie,  ona na wyjeździe bez dzieci ogląda ich wszystkie zdjęcia i tęskni, za nimi, za byciem matką. Więc na swoim i kotów przykładzie wiem, że może mówić prawdę ta kobieta.

    W każdym razie podziwiam szczerze takie oddanie idei macierzyństwa, tak wielkie zaangażowanie w coś, co dla wielu ludzi jest nudną rutyną, obowiązkiem itd.

    To szczęście odnaleźć się akurat w takiej roli, jakiej spodziewa się po nas społeczność, bliscy, wszyscy.

    Ale jest naprawdę spore grono ludzi, którzy takiego szczęścia nie mają.

    Jesteśmy bezpieczni, kiedy spełniamy punkt po punkcie to, czego od nas się oczekuje w domu, w szkole, wśród bliskich, wśród obcych, ale mamy totalnie przesrane, kiedy nie chcemy już tego robić, kiedy stwierdzimy, że nie nadajemy się do pełnienia przyjętych ról i kiedy jedyne co nam przychodzi do głowy to kwestia „ja w tym to nie jestem ja”, tak żyć się nie da, coś trzeba zrobić, ale w sumie co.

    Wtedy życie przestaje być zeszytem na czysto, staje się brudnopisem. Wszystko się dzieje, ale nie ma czasu na kaligrafię.

    Co ma swoje dobre strony, ale ma przeważnie złe.

    I tu, po przydługim wstępie, dochodzę do głównego tematu, tj. filmów, które obejrzałam ostatnio.

    Nie wiem, czy wy też powinniście.

    Bo z takimi rzeczami jest jak z jakąś obsesją, jaką w danym momencie posiadamy. Np. jak się człowiek boi,że jest w ciąży, nagle widzi na ulicy same ciężarne babki, filmy o ciąży itp.

    Więc te tematy akurat nie muszą być waszymi, ale Agnieszka Holland rekomendując swój film, który obejrzałam wczoraj (po raz trzeci w życiu zresztą) „Kobieta samotna”, powiedziała, że może nie wszystkich z was dotyczy wykluczenie i bieda, ale wydaje jej się, że tym filmem trafiła do jakiejś prawdy o człowieku.

    I ten sposób można podejść zatem do kwestii, jakimi są:

    Niedojrzałość, Wykluczenie i Inność.

    To są te czynniki właśnie, które nie pozwalają za bardzo na to, aby „plan” się wypełnił. Są kleksami na jednowymiarowym, harmonijnym i czystym obrazie życia z bilboardu reklamującego nowy kompleks mieszkaniowy dajmy na to o nazwie apartamenty Solar albo Leśna Kraina.

    NIEDOJRZAŁOŚĆ

    Otóż okazuje się, że określenie „niedojrzały” nie przysługuje tylko piotrusiom panom czy 20 paro letniemu pokoleniu tzw. gniazdowników, którzy wolą mieszkać z mamami niż iść wreszcie na swoje.

    Ten epitet świetnie też pasowałby np. do pańć, które mają ok 60 lat, ale wolą nosić legginsy w panterkę, mocno się malować i bawić w klubach podrywając młodszych mężczyzn niż być żonami, matkami i babciami.

    Pasowałby, gdyby w sumie nie był nacechowany negatywnie. A tu chodzi moim zdaniem nie o tę ujemną kwalifikację stylu bycia takiej osoby, tylko o stwierdzenie, że żyje ona w sposób nie przystający do społecznych wyobrażeń o roli kobiety po 60-tce.

    O tym jest film „Party Girl”, który można teraz zobaczyć na ekranach kin, ale tych, do których przychodzi po 3 osoby na seans.

    party

    Główna bohaterka Ążęlik, gra tu samą siebie, czyli babkę lat 60 ileś, która jest hostessą w klubach nocnych od lat. Za szampana obściskuje się za kotarą z panami, jest wyfiokowana, wymalowana, kuriozalna trochę (oceniam jednak…) w tych panterkach, milionach pierścieni i bransoletek. Egzystuje w małym pokoju na zapleczu, w którym mieści się tylko łóżko i kilka tandetnych kiczowatych bibelotów w stylu aniołek. Sumiennie wykonuje swoją pracę ćmy barowej, ale niestety za ćmienie społeczeństwo nie nagradza emeryturą. Tak, że z czasem nachodzi ją refleksja, że w sumie przeżyła życie, klientów coraz mniej a ona nie ma nic.

    Tzn. ma, czworo dzieci!

    Najbardziej kocha najstarszego syna, bo radzi sobie w Paryżu i jest przystojny a ona ma słabość do młodych i przystojnych, z dystansem odnosi się do przeciętnej córki, która akurat wpisała się w wymogi i ma męża oraz dzieci, do syna, bo jest brzydki i jest tylko stróżem, zaś najmłodszą córkę oddała do rodziny zastępczej, bo nie miała pomysłu co z nią zrobić kompletnie.

    Więc jak nagle jej stały klient, górnik na emeryturze oświadcza jej się twierdząc, że ją kocha, zaczyna brać pod uwagę opcję „może się ustatkuję”, bo jakoś żyć dalej trzeba.

    Zamienia więc panterkę na miękkie różowe dresy i zamiata podłogi w domu narzeczonego, ale…

    Jak odpowiada Detektyw z serialu „True Detective” (znowu cytat, o żesz) zapytany, czy wierzy w miłość : „Nie ma miłości. Przynajmniej takiej, w jaką nawykliśmy wierzyć. Jest tylko rzeczywistość”.

    A ta rzeczywistość zmiata wyobrażenie Ążelik o innym, bardziej społecznym życiu.

    Są w tym filmie takie 3 momenty, które są historią powtarzalną w życiorysach wszystkich ludzi takich trochę z dupy, nieprzystosowanych, czy – jak kto woli – niedojrzałych.

    1 moment

    Kiedy do domu narzeczonego przychodzą z wizytą wnuki Ążelik. Bawią się skacząc po dużym łożu pana domu i Ążelik, nie chcą zejść, śmieją się, dokazują, nie słuchają upomnień, a ona tak oto zwraca się do ich matki, a swojej córki:” TWOJE dzieci skaczą po MOIM łóżku”.

    Tak, jest niby rodzina, ale jest twoje i moje, twój dom jest ładniejszy, twoje dzieci są nieposłuszne itd.

    2 moment

    Bohaterka dzieli się z najstarszym synem refleksją, że nie bardzo widzi jej się ten ślub, bo nie kocha tego pana, a miłość powinna polegać na tym, że nie chce się wyjść całe dnie z ramion ukochanego. Syn ją wyśmiewa, że ma mrzonki o miłości jak 14 latka i potem w rozmowie z resztą rodzeństwa chce, aby wszyscy nakłonili matkę do tego ślubu, bo „co my z nią potem zrobimy, będziemy mieli ją na głowie”.

    Cóż, płaci się za to wszystko co się zrobiło i czego nie. Ążelik też płaci cenę za to, że nie chciało jej się matkować – dzieci nie chcą jej w swoim życiu.

    3 moment

    Facet chce się żenić, mówi, że kocha. Zapytany przez bohaterkę, jak to kocha, skoro jej nie zna, nic nie odpowiada, bo przecież wiadomo „to się zdarza”, kochanie, nie ma dyskusji, a potem jakoś to będzie. A jest jak zawsze.

    Czyli pani idzie na rodzinny piknik z dziećmi, wnukami, narzeczonym. Wieczorem wszyscy rozchodzą się do domów, ona zaś nie chce, chce pić piwo i się bawić w klubie. Idzie, nie wraca na noc, bawi się, spotyka ją niemiły incydent z młodszym facetem, który brutalnie uświadamia jej, że to ona powinna już płacić za ich zainteresowanie nią. A kiedy wraca, narzeczony tak oto przypieczętowuje swoje uczucie;” Co ty wyrabiasz?! Płaciłem na pikniku za ciebie i twoją rodzinę a ty mi tu robisz co chcesz”.

    Nie potrzeba tu komentarza wydaje mi się, prócz tego, że Detektyw miał rację. że miłości nie ma, są za to transakcje wymienne, czyli rzeczywistość. Co ty mnie, ja tobie, co ja tobie, ty mnie. Inaczej się nie bawimy.

    Nie chcesz się wymieniać według uznanych społecznych zasad? Radź se sama.

    WYKLUCZENIE

    Nie wiem za bardzo do końca jak to jest. Czy to jest tak, że ktoś po prostu rodzi się już gotowym liderem grupy albo bohaterem albo charyzmatykiem. Nie mam pojęcia, jak to działa, ale śmiem przypuszczać, że jeśli nie każdy, to niejeden z nas doznał w życiu uczucia wykluczenia.

    Kiedy czuł, że bardzo chce gdzieś przynależeć, ale go tam nie chcą. W dzieciństwie np. w szkole, na podwórku, na studiach, w jakichś grupach rówieśniczych.

    Myślę, że to uczucie, kiedy chce się gdzieś przynależeć, być w czymś a ludzie traktują nas z góry albo się odwracają lub co gorsza – kpią, jest nieobce większości z nas.

    Miałam ciarki na plecach oglądając niepozorny film dokumentalny na HBO pt. „Zjazd absolwentów”. Zrobiła go Szwedka Anna Odell.

    zjazd

    Za pomocą bardzo prostych środków osiągnęła to, że dało się odczuć grozę, wspomnień z odrzucenia. Puste, zimne szkolne korytarze czy dawni szkolni koledzy patrzący na tym zjeździe na bohaterkę zimno i obojętnie.

    Dlaczego?

    Nie była gruba, garbata czy paskudna ani też za głupia czy za mądra. Po prostu, była trochę inna, nadwrażliwa i za bardzo chciała wiedzieć, czemu jej nie lubią i życzą jej śmierci, ot tak sobie. Za to spotkało ją wykluczenie. Za chcenie za bardzo i za bezczelność bycia „inną”, choć nikt nie potrafił zdefiniować na czym ta inność mogła polegać.

    Czy myśmy nigdy nie dali innym poczuć, że mogą czuć się lepsi od nas, ale w sumie kompletnie nie wiadomo dlaczego? Taki fakap zdarzył się chyba każdemu z nas.

    Tytułowa „Kobieta samotna”  Agnieszki Holland też chce przynależeć do grupy, która za swoje starania dostaje zapłatę. Czyli np. spełnia się taka jej fanaberia, że skoro pracuje uczciwie, to ma gdzie mieszkać z synem, może pozwolić sobie na kupno samochodu czy telewizora.

    kobieta

    Jednak ponieważ wyniosła z domu posag w postaci bycia zawsze poniżaną, zatem nie jest w stanie do tej grupy, która „ma” – się wcisnąć.

    „Bo za mną nikt nie stoi”, jak powiada w filmie.

    Mylnie niestety zakładają z jej partnerem kaleką granym brawurowo (nie przychodzi mi na myśl inne słowo) przez Bogusława Lindę – że z racji tego, iż są ludźmi takimi jak wszyscy, to im się „należy”. To auto, mieszkanie czy samochód.

    Otóż okazuje się, że nie. Nie należy się. Niektórym czasem coś się przytrafia, innym  – nigdy i tak też bywa. Ale poczucie życia w gettcie jest chyba też dość powszechne, niezależnie od bycia kobietą samotną czy jakąkolwiek inną osobą.

    Getta naszych ograniczeń i nietrafień na szóstkę.

    INNI

    Na taki serial ostatnio wpadłam. Amerykański „Transparent”.

    transparent

    Jak to serial amerykański jest podlany sosem błyskotliwego słowotoku bohaterów o niczym. takim allenowskim pieprzeniem o dupie maryni, jakby ci bohaterowie chcieli ukryć to, że w gruncie rzeczy nie mają nic do powiedzenia, albo boją się mówić.

    Bardziej boją chyba niż nie mają.

    Bohaterem jest profesor uniwersytetu w Los Angeles, nauki polityczne, zacny ojciec trójki dzieci, mąż i członek żydowskiej społeczności, który całe życie żyje w ukryciu zmagając się z tym, że spełnia rolę, która nie jest jego.

    Bo on chce być facetem w przebraniu kobiety, żyć i zachowywać się jak kobieta, a tymczasem musi żyć jak ktoś inny.

    Odważa się powiedzieć o tym rodzinie już po rozwodzie, kiedy dzieci są już dorosłe i mają podobne problemy z utożsamieniem się z rolami, jakie im narzucono. Starsza córka nie chce być matką i żoną, woli żyć z kobietą, syn chce się zakochać i mieć dzieci, ale mu nie wychodzi. najmłodsza córka ma tyle opcji do wyboru, że sama nie wie, kim chce być i w rzeczywistości nie wiadomo kim jest. Może być wszystkim i każdym, jest w zasadzie nikim dookreślonym, nieciekawą plamą z zadatkami na coś.

    Główny bohater dzielnie przechadza się w sukienkach i maluje paznokcie, dzieci są lekko zszokowane, ale bardziej zajęte swoimi problemami a ogólnie bije z tego serialu wielki smutek. Że staramy się, chcemy, a nic kompletnie nie idzie tak, jak chcemy, nic nie jest takie, jak zakładaliśmy, żadna rola przypisana nie przynosi szczęścia, a poszukiwanie samego siebie nie przynosi ukojenia.

    Tak więc i podstarzała party girl, czy samotna kobieta, czy odrzucona Anna albo Amerykanie mający problemy z tożsamością płciową i społeczną, to jest i tak coś, co zmierza tylko w jednym kierunku – donikąd.

    I to jest dla mnie jedyny optymistyczny wydźwięk, że pod tym względem – wszyscy jesteśmy równi. Ani niedojrzali, ani inni, ani wykluczeni. dla wszystkich bowiem skończy się tak samo.

  • Pornosy, geje i Jamie Dornan

    Dlaczego podoba mi się „Looking” – serial o gejach?

    Nie wiem, czy to jest szokujące, do czego się przyznam, ale tak, lubię oglądać pornosy;]

    Tak, mam swoje ulubione kategorie.

    I tak, jedną z nich prócz seksu Ruskich albo starych dziadków na farmie albo Niemców w lesie, jest porno gejowskie. Jak opowiadałam o tym kiedyś w pracy znajomy, oczywiście śmiali się ze mnie. Że to takie, hmm, dziwne, ogólnie zabawna starsza pani takie ma hobby:)

    Lecz cóż:) Nie obchodzi mnie, kto co myśli na ten temat.Jest to o tyle w sumie niebezpieczne, że teraz ktoś stwierdzić, że nie obchodzi go, co ja mam do powiedzenia o seksie gejowskim, niemniej jednak i tak sobie (???) napiszę.

    Otóż co mi się podobało w tym typie pornosów? Pominąwszy te nachalne genitalia, w sumie nudne, to rzecz w tym, że ci partnerzy zawsze byli dla siebie czuli, bardzo uważni, ostrożni. Może sam rodzaj tego seksu implikuje takie zachowania, nie mam pojęcia! Ale po nudnych, przewidywalnych seksach hetero, podczas których te biedne lasie wyginały się żonglując napompowanymi cyckami  – takie widoki okazały się dla mnie zaskakujące. Seks i czułość na pornosie – łał!

    I teraz: serial „Looking”, pierwszy odcinek 2 sezonu, w ciągu ledwie 27 minut dwie dość mocne i sugestywne sceny seksu. Gejowskiego oczywiście.

    Zastanawiam się, co mnie pociąga w tym serialu.

    O miłości, także fizycznej. relacjach partnerskich, przyjacielskich, wymianach tych partnerów jest niemal każdy serial, ale nie przypominam sobie żadnego z nich, w którym sceny seksu byłyby pokazane jednocześnie tak bez ogródek, ale tak smacznie, tak czule, tkliwie, że w każdej sekundzie oglądania zazdrości się tym aktorom, zazdrości się tej sytuacji.

    Nie wiem co mnie bierze bardziej. Takie głupkowate zdziwienie, że ludzie homoseksualni mogą pięknie się kochać, w sensie uprawiać seks, jak heterycy z romantycznych komedii? Czy to, że, że geje mają identyczne problemy jak pary hetereseksualne? Czy to, że ich miłość fizyczna nie jest odrażająca i dwóch rosłych całujących się facetów nie wygląda wcale obleśnie?

    No to są takie odkrycia pańci „z Radomia” (sorry Radom:) ) na mocno średnim poziomie odkrywczości, ale jest w tym serialu coś więcej, co go wyróżnia spośród typowych seriali, z jakimi mamy do czynienia. Jest w nim rozbrajająca szczerość i bezpruderyjność. Film pokazuje pragnienia trójki przyjaciół, ich frustracje, rozstania, pożądanie, lojalność i życie w otwartych związkach w sposób porażająco czuły. Nie ma tam dydaktyzmu, wulgarności, epatowania, silenia się na cokolwiek.

    Podoba mi się w „Looking”  jakiś rodzaj lekkości. Jak chłopaki idą na imprezę, to naprawdę, nie ma tam pierdolenia jak się ubrać, co na to ktoś x albo jak to będzie rano.

    Nie no, mają swoje założenia, rozterki, żyć na trzeźwo i bawić się grami planszowymi, pozachwycać drzewami czy też łyknąć dropsa i poddać się.

    To poddanie się, to jest jakiś rodzaj clue.

    Jakiś archetyp sytuacji o jakiej większość ludzi chyba marzy, ale tego nie robi. No bo rano do roboty, no bo jest żona/mąż/dzieci/psy, obawy, zahamowania, konto świecące pustkami, nie wiem tysiąc spraw, najczęściej też to, że po prostu nie ma z kim iść, nie ma kogoś, kto zasekuruje, wesprze w razie czego, z kim jest fajniej i bezpieczniej.

    Te imprezy, te ich zajęcia, te rozterki, te wszystkie działania są tak pokazane, że świat gejów bohaterów wydaje nam się przyjazny i ładny i chcemy być ich przyjaciółkami. Swoją drogą, ciekawe, czy ten serial podoba się facetom hetero, hmm, bo, że dziewczynom, kobietom to zrozumiałe, która by nie chciała mieć przyjaciela geja, ale nie wiem co na to faceci. Muszę wybadać minę jakiegoś na widok całujących się mężczyzn. 🙂

    A teraz czekam na frustracje ciągle tyjącej Leny Dunham, która zaraz świętuje premierą 3 sezonu jej serialu „Girls”. Będzie neurotycznie. Nie mogę się doczekać.

    Tak samo jak na ekranizację pornosa dla mamusiek, tj „50  twarzy Greya”. Książki nie czytałam i nie zamierzam, ale w postanowieniu, że na film pójdę utwierdził mnie Jamie Dornan. Widziałam go w serialu „The Fall”, w którym grał psychopatycznego seryjnego mordercę. Miał takie miłe przekonanie, że podnieca się tylko wtedy, kiedy patrzy, jak odbiera młodym, ładnym, zaradnym życiowo laskom życie. Stwierdził, że czuć strach kobiety na granicy życia i śmierci to jest najlepszy afrodyzjak.

    Zrzut ekranu 2015-01-13 o 18.01.25

    na zdj. screen z playera 2 odcinka 1 sezonu “The Fall”. Jamie Dornan jako Paul Spector i świeżo uduszona ofiara

    I teraz gra w filmidle, gdzie największą perwerą będzie to, że przewiąże jakiejś biednej brzydkiej lasi oczy jedwabnym szalikiem w łóżku a może i nawet wiąże nadgarstki. Wow! (widziałam trailer, to wiem)

    Więc nie odmówię sobie tej śmiesznostki.

    Ale Dornan – całkiem smakowity, chociaż ma grube kostki i to w moich oczach odziera go całkowicie z bycia sexy, mimo że podsiada dużo innych atrybutów predestynujących go do miana prawdziwego symbolu seksu.

  • zjedz kanapkę