Optymistycznie o życiu, czyli “The Affair” jako twój homework

W internetach wpadłam na serial.
Nie mogłam przestać go oglądać, robiłam to wszędzie, nawet w myślach i nawet śpiąc. W 2 dni obejrzałam 13 odcinków, półtora sezonu, bo sprawiał, że czułam się tak bardzo źle, czyli swojsko.
Nie pozostawił żadnej nadziei. Sprawił, że wiadomo już wszystko, że nie ma dokąd uciec, bo nie ma raju, słowa są bez znaczenia, gesty są puste. Gatunek ma przetrwać na wszelkie możliwie głupie sposoby, reszta to ściema, żałosna iluzja i w gruncie rzeczy nie ma większego znaczenia, choć wszystko wokół nas skłania do tego, by temu, co jest tak ulotne, nadawać sens większy niż ma.

The Affair

Serial, który w drodze do Złotego Globu w 2015 pokonał Grę o tron, House of Cards , Dowtown Abbey czy Żonę idealną.

Ok, Gry o tron nie kumam, nie fascynuje mnie ten sztafaż, Żona idealna jak dla mnie przeciętny i nudny, Dowtown Abbey – specyficzny, ale dla ludzi naprawdę mających dużo czasu na kontemplację super kostiumów z epoki, (ja miałam hyhy), ale House of Cards – dla mnie fenomen, ideał narracyjnej konstrukcji plus szekspirowskie postaci. A tymczasem jakiś The Affair, serial o tematyce banalnej.

Czyli o czym?

Pan domu ma rodzinę, żonę i czworo dzieci. Zakochuje się w młodszej, na wakacjach, ona zakochuje się w nim, choć też ma męża oraz traumę. I przez to zakochanie rozpadają się te rodziny. Jak potoczą się losy kochanków?

Banał.

A jednak nie do końca.

Kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa

Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Venus, opowiadał nam w latach 90- tych John Gray i wszyscy się tym jarali a potem uznali, że uproszczenie i głupota w ogóle, a potem jednak, że prawda. Bo prawda. Ja się czasem dziwię, że babka z facetem są w stanie w zgodzie posiedzieć chwilę, w sytuacji, kiedy akurat nie chcą się przelecieć. To trudne.

Serial Tha Affair bardzo spektakularnie pokazuje różnice między tym, jak rzeczywistość postrzegają kobiety a jak mężczyźni. Rozziew między tym, jak zapamiętują sytuacje, jak je potem interpretują jest tak przepastnie ogromna, że podziwiam to, że kobiety i mężczyźni nie mają chęci na co dzień za te rozziewy komunikacyjne się wzajemnie, szybko pozabijać.

Wydaje mi się, że ten fenomen zawdzięczamy wszechmocnej biologii, która nastawiona czujnie na dbałość o przetrwanie gatunku, każe się ładnie obwąchiwać i oszukiwać w wielu sytuacjach, kiedy babka facetowi czy facet babce chce powiedzieć tylko jedno słowo – spierdalaj, no albo przynajmniej – daj mi spokój, chcę se serial/mecz  właśnie pyknąć w spokoju.
Dla utrzymania ciągłości trzeba jednak udawać, że jest fajnie fajnie, chociaż każda ze stron fajność czy niefajność widzi zupełnie inaczej, w innych momentach i one właściwie nigdy się ze sobą nie stykają.

To jak pokazuje tę dychotomię ten serial powaliło mnie, dosłownie wkuło w kanapę.

Sytuacje opowiedziane są z różnych punktów widzenia, np. jak on ją poznaje, jak ona poznaje jego, jak poszli gdzieś tam, zrobili coś tam, mamy pokazane jak pamięta to ona, jak pamięta to on. Różnice w percepcji są tak wielkie, że widz zastanawia się, czy to wciąż te same zdarzenia i ci sami ludzie.

Np. facet zawsze pamięta babkę z rozwianymi włosami i kusej kiecce, Facetka zawsze pamięta siebie na skromno, w spodniach i związanych włosach. Facet zapamiętuje babkę jako egzaltowaną i pijącą za dużo, babka pamięta siebie jako wstrzemięźliwą. Ona pamięta faceta jako agresywnego, on pamięta siebie jako łagodnego, ona pamięta sytuację jako żenującą, on pamięta jako zajebistą. Przykładów można mnożyć.

Porozumienie jako fikcja

Powtórzę, zwaliło mnie to z nóg. Autorzy scenariusza wzruszająco pokazali, że porozumienie dusz to bzdura, Nie ma takich zjawisk po prostu. Parcie ludzi ku sobie następuje z przyczyn odwiecznego parcia człowieka ku odnowie, którą znajduje w adoracji czegoś nowego, w kopulacji z kimś nowym i jak ta faza występuje, różnice lekko się zacierają lub działają na korzyść. Potem różnice w percepcji świata oddalają kobietę i mężczyznę na zawsze i bezpowrotnie.

Zostaje taka para razem w zależności od tego jak szczery kontrakt ze sobą zawarła na początku. Jeśli oparty na romantycznym złudzeniu, pożądaniu i wierze, że dobry seksik załatwia zacną starość we dwoje – to już przegrali.
Jeśli chcą poprowadzić swój związek jak firmę przeprowadzkową – może się udać, ale istnieje ryzyko, że któryś z partnerów uzna, że się przebranżowi i poprowadzi interes z kim innym.

Gwarancji nie ma żadnej. że dwoje ludzi to jedność. Nie ma po prostu takiej opcji.

Najpierw miałam z tego powodu zły humor.
A potem dobry.

To naprawdę oczyszczająca świadomość jak się temu przyjrzeć.

Spotykasz kogoś i wiesz, że radosny seks potrwa chwilę, a potem może być różnie, zależy jak się splotą okoliczności i co uda się wynegocjować. Z partnerem i z samym sobą.

Serial ten genialnie też pokazuje to, co najboleśniejsze przy rozstaniach, nieudanych inwestycjach związkowych. Wcale nie sam fakt rozejścia się dróg, oczekiwań, ale najgorsza jest rodząca się

Obcość

W pierwszej scenie serialu widzimy pana na pływalni, jak sobie pływa a następnie opiera się zalotom jakiejś młodszej laski na basenie. Podbudowany adoracją wraca do śpiącego jeszcze domu, wchodzi do łóżka, dotyka żony, małżonkowie sobie mruczą, chwalą swoje tyłeczki i takie tam, atmosfera jest nabrzmiała ich snem, bliskością, intymnością. Przerywa im drący się dzieciak domagający się czegoś tam, co zapewne mógłby wziąć sobie sam. Często w filmie powraca motyw dzieci psujących rodzicom ogólnie dobrą zabawę w bycie sobą, w bycie parą. No ale zdecydowali się na firmę z dziećmi, to pchają ten niewdzięczny wózek udając, że super jest ogólnie.

Słowo „udając” jest tu kluczowe. Bo w sumie w takich układach prędzej czy później ktoś spasuje, da dupy i nagle zechce mu się jednak nie udawać, tylko wybierze się w drogę ku szukaniu kontaktu z samym sobą i własnym spełnieniem.

Wtedy zaczyna się droga ku obcości niegdysiejszej pary.

Najpierw pojawiają się skrywane znużenie, irytacja powtarzalnością, uciążliwością rutynowych obowiązków, niespełnienie w czymś, niedowartościowane w czymś, złość, gorycz i na takie ładnie spulchnione pólko wkracza jakieś ziarno.
Najczęściej jest to młoda osoba płci żeńskiej. Bo młodego faceta żona prawdopodobnie odrzuci, bo jakoś biologicznie chyba kobiety zaprogramowano na te bardziej odpowiedzialne i obowiązkowe:)

Wkracza młoda laska/ inna laska

 

THE AFFAIR SEASON 1 EPISODE 1 SKY ATLANTIC HANDOUT ... Dominic West as Noah, Ruth Wilson as Alison and Maura Tierney as Helen in The Affair (season 1, episode 1). - Photo: Craig Blankenhorn/SHOWTIME - Photo ID: TheAffair_101_0971

fot. za www.telegraph.co.uk

W postaci klockowatej i in my opinion zupełnie nieciekawej kelnerki. Żona była ta ciekawa i wyrafinowana, pyskata i mądra, ubrana jak wytyczna nowojorskiej bohemy. Kelnerka była tandetna, korpulentna i niewiele wiedziała, ale jak pan opowiadał jej o astronomicznych zajawkach potakiwała i pytana, czy ją to nie nudzi – odpowiadała” tak bardzo lubię, jak opowiadasz”. Pan szczęśliwy, pani mruży oczy. O to chodziło. Nikt nic nie kuma, ale jest miło, prawda?

Okazuje się, że panowie do szczęścia wcale nie potrzebują jakichś wyrafinowanie intelektualnych gadek z paniami. Pani ma mieć krótką kieckę, jędrną dupę, długie włosy i lubić eksperymenty oraz nie pytać i nie mówić za dużo. Wtedy może zyskać nawet status muzy pana, jeśli on coś tworzy. Bo taka pani co za dużo się mądrzy i opowiada muzą nie zostanie nigdy, co najwyżej rywalką. I wiadomo, że przegra.

Tak więc pan coraz bardziej angażuje się w ten romans. I tu następuje mielizna w tym serialu. Nie jest to dobrze uzasadnione psychologicznie, ta jego fascynacją nią. Widz patrzy i nie rozumie, dlaczego akurat ona. Ta postać nie ma tego CZEGOŚ w sobie, niemniej pan z jakichś przyczyn ku tej lasce prze. Nie wiem, może faceci zawsze fascynują się bezmyślnymi, szczerymi buziami z oczami dziecka w wiecznym zdziwieniu? Jeszcze jak niesforny lok na wietrze się plącze po karku, to już w ogóle.

Mija czas, mijają perypetie losowe, zawodowe, prywatne bohaterów i ostatecznie pan postanawia zerwać więzy i po prostu. Wyprowadzić się z domu.Bo to jest przecież takie normalne – dążę do tego by żyć z w zgodzie ze sobą, chcę być szczęśliwy, wy dzieci, żono to musicie skumać, takie jest życie.

Potem trwają przepychanki rozwodowe, negocjacje, ustalania, patrzymy na to okiem żony i okiem jego i widzimy właśnie to najgorsze, kiedy z nabrzmiałego snem i małżeńskim seksem łózka przechodzimy do obserwowania ludzi, którzy wczoraj razem spali a dziś są sobie obcy. Tak, jakby nigdy w życiu się nie znali, za to chcieli się nawzajem z czegoś okraść.

Pan

W serialu tym uderzyła mnie też prawdziwość postaci bohatera męża. Facet jest nauczycielem, pisze książki, czyli można założyć, że kuma. Ale jego podejście do całej tej sytuacji, do żony, rodziny, kochanki przyszłości jest tak totalnie z dupy, tak idiotyczne, że wierzyć się nie chce.

Pan mówi słowa górnolotne. Zawsze bez pokrycia.
Jego dzisiejsze kocham cię, jutro już nic nie oznacza.

Np. oświadcza się kochance, daje jej pierścionek, podczas gdy ani ona ani on nie są jeszcze rozwiedzeni, ale co tam, jakoś to będzie. Nawet kelnerka wpadła na to, że samo to się wszystko nie poukłada i mógłby pan zbastować, ale cóż, skoro pan akurat ma ochotę być romantycznym.
Tak to jest, panowie szukają zgody z samym sobą, cały świat powinien wychodzić im na przeciw.

Podsumowanie

Pięknie to wszystko jest pokazane. Naprawdę.

  • Jak panowie mogą więcej, bo w zasadzie nie zastanawiają się nad czymś tak drobnym jak odpowiedzialność. Przecież tak bardzo kochają swe dzieci, najlepiej w co drugi weekend. Chociaż o więcej opieki powalczyć też mogą, żeby żonie dokuczyć i pokazać światu jak im zależy, że rozwód to z żoną, nie z dziećmi.
  • Jak bardzo są panowie prości.
  • Jak bardzo wygrywają kobiety, którym nie zależy, aby wiedzieć i prowadzić dysputy, ale chodzą za to w sukienkach.
  • Jak bardzo wszystkie żony są tak samo naiwne i głupie wychodząc z założenia, że coś jest na zawsze i chroni je ilość urodzonych dzieci.
  • Jak bardzo rodzina to źródło cierpień.
  • I jak strasznie jest ten świat poukładany, pełen nieporozumień komunikacyjnych z zerową opcją na jakiekolwiek porozumienie człowieka z człowiekiem na temat spraw wychodzących poza seks i pożądanie.

Chociaż może dobrze w sumie, jak sobie uświadomić, że wszystko mamy na chwilę, nic nigdy nie na zawsze to można żyć i rozsądniej i bardziej świadomie?

W kwestii formalnej dodam, że serial jest osnuty na wątku kryminalnym. To zaskoczka. Miesza gatunki i udaje się to moim zdaniem super. Nie ma chronologii zdarzeń, poznajemy wydarzenia w poszczególnych odcinkach, sekwencjach, mimochodem, a jednak wszystko jest klarowne i trzyma się kupy.

Znakomity serial pokazujący bardzo nieładną prawdę o nas, że staramy się bardzo, bo tak bardzo chcemy mieć kontrolę, ale w sumie i tak nie mamy wpływu na to, czy dostaniemy od życia umowę na etat z pełnym socialem, czy śmieciówkę. Mamy talenty i chęci dobre, ale decyzje zapadają poza nami. Są wpisane w jakieś biologie, prawidłowości międzyludzkie, damsko męskie, kulturowe, obyczajowe a na samym końcu i tak

zostaje się samemu.

Bardzo mi przykro. Ale nie do końca.

6 thoughts on “Optymistycznie o życiu, czyli “The Affair” jako twój homework

  • Reply Maura 19 czerwca 2018 at 23:03

    jak mogłam na to nie trafić wcześniej???? zaczynam!

  • Reply Upss 12 lipca 2018 at 15:00

    #JPRD! Dodaję do RSS. Będziesz rosła licząc lajki.

  • Reply anka 19 września 2019 at 14:41

    Zaczynam oglądać. Od dzisiaj! Dzięki za naprawdę zachęcającą recenzję. 🙂

    • Reply ag.be 24 września 2019 at 15:16

      Super! Cieszę się!

  • Reply Grzechotnik 24 września 2019 at 13:45

    Jam widzem, który patrzał i doskonale rozumiał, czemu główny bohater zainteresował się kelnerką, zupełnie pozbawioną rzekomej klocowatości…. Odsuwając na bok moralne aspekty zdrady, kelnerka wydaje się (albo główny bohater lub inny facet z obciążeniem rodzinnym) być całkowitym przeciwieństwem pyskatej i czepliwej małżonki i spełnieniem banalnym marzeń o wrażliwej, delikatnej i smutnej dziewoi o świetnym tyłku i smutnej historii życiowej, którą można opowiadać po nocach..
    Tutaj też ogromne znaczenie miał też sukces literacki głównego bohatera, który nabrał pewności siebie i mocno odegrał się na gburowatym teściowym…

    Z innej beczki – taki rubaszno-siermiężny i wulgarny charakter wpisów to celowy zabieg, coby wielu Czytelników zdobyć?

    • Reply ag.be 24 września 2019 at 15:15

      Rubaszno siermiężny to okreslenia pejoratywne, więc nie, nie jest to ten styl. Bardziej nazwę go kolokwialnym, piszę takim językiem, który mnie nie nudzi, to wszystko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

zjedz kanapkę