Cytat jako ucieczka

Ludzie, którzy czytają książki, ludzie, którzy sporo wiedzą, ludzie, których można uznać za erudytów wydają się być mądrzy, ale wcale nie są.

Eco uznał ich za nieudaczników a ich zbyteczną wiedzę za dowód na to, że w życiu im się nie powiodło. Bo ci, którzy do czegoś tam doszli obiektywnie nie mają czasu czytać książek.

ups, i did it again…

Chcę podzielić się moją myślą o tym, że cytaty są niczym innym jak objawem braku pewności siebie, swoich poglądów, a temat zaczynam od cytatu, czyli jest ze mną gorzej niż myślałam.

To była jedna z TYCH rozmów na balkonie przy winie i ja wtedy powiedziałam jemu, że słyszałam w radiu taką fajną audycję, w której babka opowiadała o książce wywiadzie rzece ze Stasiukiem i Stasiuk tak odpowiedział zapytany o to, czy …

Mój rozmówca nie dowiedział się o co zapytano Stasiuka i co Stasiuk odpowiedział, bo wstał zirytowany i powiedział, że nie znosi jak mówię co kto inny powiedział, że co go to obchodzi i czy ja nie boję się przypadkiem swoich myśli, skoro często podpieram się cudzymi.

Wylał wino trącając kieliszek, a potem musiałam prać trampki, choć ten fakt jest dla zrozumienia tematu nieistotny, ale oddaje dramatyzm sytuacji i jakby to było na filmie, to na pewno dodałoby scenie wartości. Widz mógłby pomyśleć wtedy – hmm wino się rozlało.. co to może znaczyć.

Ale do rzeczy.

Uderzyło mnie to, co powiedział on, bo to jest drugi on w moim życiu, który jest przekonany, że jego myśli są tyle samo warte co te zapisane w książkach przez innych ludzi, bo ci inni ludzie wcale nie są lepsi w tym myśleniu niż on. Ich zdanie a zdanie onych. Proste.

Dyskutowałam też ten temat z moją córką, która jest na rozdrożu jeśli chodzi o sens w ogóle uczenia się i czytania i miota się, bo chciałaby coś wiedzieć, ale z drugiej strony nie wie po co ma wiedzieć.

I omawiając moje uwielbienie do fan page pt. „Z uniesień zostało mi uniesienie brwi, ze wzruszeń – wzruszenie ramion”,  który zdobywa tysiące polubień pod postem wrzucając cytaty z jakichś powieści, stwierdziłyśmy, że fakt, podpierania się słowami innych jest trochę żenujący dla osób w moim wieku;], bo wypadałoby mieć swoje zdanie, ale też nieprawdą jest, że ci, którzy coś napisali są tacy sami jak my, którzyśmy tylko o czymś pomyśleli. No bo jednak napisać to trzeba umić.

Ale problem mam z czym innym.

Nie z tym, że ktoś wyrazi myśl lepiej ode mnie, ale z tym, że wolę przytoczyć cytat niż podjąć próbę wyrażenia własnego zdania sformułowanego po swojemu.

Cytat jest swego rodzaju tarczą i w moim mniemaniu gwarantem tego, że mam rację. Bo skoro ktoś inny na coś wpadł, to ja też mogę mieć rację.

Bardzo mnie niepokoi ten trend we mnie i złudne poczucie, że powoływanie się w rozmowach na cudze słowa czyni mnie erudytą.

Kiedy byłam w liceum, miałam na końcu brudnopisu do polskiego listę lektur, które sama sobie wyszukiwałam w bibliotece, w której pracowała moja matka. Łaziłam między półkami i szukałam.

Potem to co znalazłam czytałam i zakreślałam zdania w książce. Następnie te zdania wpisywałam do niebieskiego notesu z aforyzmami, z którego wylatywały kartki.

Uważałam, że Kotarbiński zna się na szczęściu i do dziś pamiętam, wiadomo!, co on tam wypisywał o tym szczęściu, a to np. że szczęście jest w nas i ja do dziś się z tym zgadzam i to wiem, ale nigdy nie udało mi się tego poczuć.

Wiedział lepiej Cortazar i Kępiński, dzięki któremu odkryłam, że na bank mam depresję, stany lękowe i jestem flegmatykiem, wiedział wszystko Ingarden i Erich Fromm o miłości też wiedział, Milan Kundera o życiu wiedział, a Lermontow nauczył mnie, że zło rodzi zło. No i tak mogłabym wyliczać bez końca.

Ostatecznie doszłam do wniosku, że muszę zrobić z tym porządek.

Cytowanie, czytanie, powoływanie się na autorytety jest nędznym przejawem braku pewności co do własnych przekonań i ucieczki przed odpowiedzialnością za swoje słowa.

Tylu ludzi dziś może właściwie wszystko. Pisać, publikować, wpływać na opinie, bawić kogoś, irytować, że rozmyślam oczywiście o tym, że mój głos może utknąć pomiędzy niczym i nigdzie.

Może tak być.

Ale może nie będzie i ktoś kiedyś powie komuś tak:” słuchaj, czytałam książkę Agaty Cxxxx i ona tam napisała, że…”

Karl może to i ja mogę. Choć rzecz jasna uważam, że jest mądrzejszy ode mnie.

Ale może tak być, że nie jest. że jest pracowitszy i na bank nie rozkminia czy on wie mniej a tamten ktoś lepiej. Zero obcyndalania się. Dupogodziny i klepanie w klawisze. Aż tu 6 tomów i szał.

Ale teraz trenuję case „wiem swoje”, bo już gotowa byłam podkreślić pisakiem w 2 tomie jego powieści zdanie na temat zdrowego żywienia, które literacki gwiazdor uznał za idiotyczne,ale nie przytoczę dlaczego, bo ja akurat uważam inaczej niż on (bingo) , a z tym pisakiem to był ten odruch, którego chciałabym się pozbyć:)

Ja się boję tylko jednego, że tak będę drążyć temat przygotowań do pisania, że będę jak te trzy siostry Czechowa, które chciały jechać do Moskwy. I tyle się naczekały, naprzygotowywały, namarzyły a ostatecznie nie pojechały nigdzie.

Znowu cytat!

kurwa.

3 thoughts on “Cytat jako ucieczka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

zjedz kanapkę