„One Man Show”, czyli ego trip Małgi Kubiak

Powiedzieć, że życie i działalność twórcza Małgi Kubiak – artystki, performerki, reżyserki, poetki, pisarki, aktorki – wymyka się algorytmom, to jak nic nie powiedzieć. Z trudem przychodzi nawet znalezienie kogoś, czegoś do czego można ją porównać, a przecież tworzy, funkcjonuje i żyje w jakiś sposób zakorzeniona w społeczeństwie. Małga Kubiak rocznik 50-ty świadomie i z premedytacją wymyka się temu, co społeczeństwu „się wydaje”, że jest ok. Świadczy o tym jej 40 filmów i dowodzi tego też jej czwarta książka, o której tu zagaję.
„One Man Show” Kubiak napisała w 2002 roku a przełożyła sama z angielskiego na polski w 2005. Jej „The ego trip” liczący ponad 1000 stron jest faktycznym zapisem jazdy bez trzymanki. Sceny i kadry, postaci, zdarzenia zmieniają się w książce w sposób tak samo nie trzymający się konwencji jak Małgi filmy.

Co wiemy?

Na pewno czytelnik szybko powiąże fakt, że ma do czynienia z historią miłosną: ona, on i romans. Ona niejedno ma imię, bo jest wesoła (Jolly) i napalona (HORNY) a on jest i Hardy, płaczący (CRY), strzelający (Shooter). Jolly i Horny to alter ego autorki, a książkowi Lukrecja i Lukrecjusz to jej dzieci. Związek Horny i Hardego jest dynamiczny, mówiąc oględnie. 1000 stronicowa książka stanowi bardzo szczegółową rejestrację tej dziesięcioletniej relacji.
„Czerwone wino było ich krwią”, „łamał nad nią krzesła”, „on kompozytor – za dużo pił, za dużo bił, a ona miała obsesję, żeby mieć z nim seks na fortepianie, a on mówił nie, bo lubił tylko jedną pozycję”. To o ex mężu. W pijackiej furii natomiast nowa wielka miłość – Hardy – łamie kochance oczodół. Żaden to problem jednak dla bohaterki, aby mimo to podążać właśnie za nim, nawet kosztem relacji ze swoim synem.

Ocena tych opisów, postaw to jest odruch bezwarunkowy (?) – jest tylko jedno w głowie – „ja bym tak nie mogła, jak ona mogła”, przecież to tylko przemoc i uzależnienie. „Jak można takie rzeczy robić dzieciom?”
Jednak próby nadania sensu losom tych osób i samej autorki – są według mnie daremne.


Czytelnik przenosi się nieuprzedzany w czasie i w przestrzeni. Nie siedzi zamknięty w czterech kątach jednego mieszkania i miasta. To jest czytelnik, który bywa w świecie – od Nowego Jorku, poprzez Paryż, Berlin, Sztokholm – dociera do swojskiego świętokrzyskiego Ostrowca w poszukiwaniu straconego czasu po dziadku Horny, który miał tam dom, w odnajdywaniu siebie w fotografiach eleganckich babek w sepii. Czytelnik wie, że Horny to dziewczynka z silną relacją z ojcem, z szacownymi antenatami, z urodzenia predestynowana do życia opatrzonego karteczką „niezwykłe”. Ale czy niezwykłe od razu musi znaczyć tak totalnie zaprzeczające społecznym zwyczajom, normom, oczekiwaniom i relacjom?
Co ciekawe – kiedy mamy do czynienia z podobnymi losami męskimi – oburzenie jest znokautowane przez wdrukowaną przez kulturę pobłażliwość dla tych „ich wybryków”.
Czytając książkę Kubiak przypominałam sobie oczywiście jak ekscytowałam się ekshibicjonizmem Henry Millera w „Zwrotniku Raka”. To było w liceum, bo dziś uważam, że ta narracja źle się zestarzała. Otwarty seks tak, figura kobiety w tamtych opowiadaniach – nie. Albo Bukowski. Tak samo wyatutowany ze społeczeństwa i jego zacnego życia na przedmieściach bohater – alkoholik traktujący kobiety jak sprzęty i sex maszyny, ale opowiadający o tym tak brawurowo, tak anytsystemowo, że wybacza mu się niemal wszystko. Przecież jest biedny, uzależniony i nie chce pracować na poczcie, tylko pisać i mieć zawsze zapewniony dostęp do kobiet, kobiet, które robią to, co on uważa, że robić powinny.

Jednak dziś pytam siebie, dlaczego te książki mnie nie bulwersowały, a kiedy czytam życie „porządnej pindy odpicowanej” jak określa Horny Kubiak – to mam odruch pięknego, klasycznego żachnięcia „ale jak to”.
Następnie czytamy:
„Horny była dumna ze swoich dzieci, ale był dziwny szczegół, nie mówiły do niej „mamo” tego ich nie nauczyła.
Horny przede wszystkim nie chciała brać udziału w społeczeństwie. Horny nie chciała podpisać się pod jakiś globalny obrazek. Horny swoje dzieci ubóstwiała. Nazywały ją Horny, pozostałe jej imiona były słodkie lub złe. „Pizda” 12 – letni Lukrecjusz krzyknął za nią, zbiegała z Hardym i właśnie mu zakomunikowała, żeby się wyprowadził do swojego taty”.
„Jej życie było jej życiem, niczyim innym. Horny lubiła łamać wszystkie zwyczaje, wszystkie tabu. Czyżby to był jej błąd?”

To jest bardzo dobre zresztą pytanie.
Obcowanie ze światem Małgi Kubiak w „OMS” to oniryczna podróż przez te wszystkie europejskie mieszkania, speluny, kluby, kamienice, zabałaganione pokoje i łóżka, niedopite kieliszki wina, awantury i przemoc i ciągła konfrontacja z odruchem niechęci, zdziwienia, odrzucenia, a na końcu pytania: kto narzuca społeczne narracje o błędach, grzechach i o tym co jest „właściwe”. Czy tą granicą faktycznie jest cudza i własna krzywda? Czy na pewno? Czy życie pod społeczny dyktat to gwarancja spełnienia? Czy ktokolwiek i cokolwiek może ludziom coś takiego zapewnić?

Czytając tę książkę skonfrontowałam się z takimi pytaniami przyjmując mimo żachnięcia postawę otwartą. Nie jestem w stanie znieść widoku, kiedy ktoś z premedytacją depcze pająka czy mlecz na trawniku, ale pytam się samej siebie, co i dlaczego bulwersuje mnie w losach Horny/Jolly? Faceci nieustająco pozostają dumni reprezentując tego typu narracje. Nie wymarli wraz ze swoimi patronami typu Miller czy Bukowski. Kobiety ciągle jeszcze podlegają surowym ocenom i przyznaję się do tego na głos.


Ale zachęcałbym do tej lektury neo -neo beat dame Małgi Kubiak- trash queen, żeby przekonać się, czy jesteśmy w stanie od tego typu ocen uciec i mieć odwagę zapytać, czego się boimy, o co nam chodzi i czy jest jeden sposób na to, żeby uznać swoje życia za ok ekscytujące i zadowalające tripy, żeby udać się na tę jazdę bez trzymanki z osobą, która ma odwagę przyznać się do tego, że jej trip jest totalnie ego/egotyczny. A przy okazji udać się na najnowszy film Małgi „Clitoris Catharsis Clitemnestra” na tegorocznym LGBT Film Festiwal w Kinotece w Warszawie (6 kwietnia o 21:00) – czyli postporn, poezja i proza życia i lęk przed prawdziwym „festiwalem” przemocy jakim jest czyhająca u bram wojna.

*o filmie Małgi z festiwalu LGBT z 2023 r “Lucia and Flappers” pisałam TU

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

zjedz kanapkę