Dlaczego nie chcę być wiedźmą?


inspirowane wystawą „Wiedźmy” w Innym Towarzystwie


Jest to dziś nośna figura w narracji kulturowej środowisk artystycznych, feministycznych. Wiedźma, ta, która wie, ta, która ma siłę, której boją się męscy strażnicy swojej władzy, tak, która ma tajne moce, których też się zresztą mężczyźni boją, bo albo uroda wiodąca ich biedaków na manowce, albo mądrość, która przebija ich własną, albo będąca zagrożeniem niezależność od narzucanych reguł.
Mimo to, kiedy Agata Groszek – artystka,psycholożka, kuratorka i członkini kolektywu Inne Towarzystwo, po zakończonej wystawie Dziwny Ogród, zaproponowała mi napisanie tekstu na nową wystawę, którą szykowała – pt Wiedźmy – nie weszłam w to. Tak jak na hasło „park”od Wojtka Gilewicza od razu kliknęło mi w głowie, bo wiadomo – płaczę po każdym skoszonym źdźble trawy (nazywam to adekwatniej – ujebanym) i ten temat jest po prostu we mnie, jest częścią mnie, tak wiedźmy nie stanowią elementu bycia mną.

Ale po wernisażu, po tym jakie zobaczyłam zgromadzone tam prace, porozmyślałam sobie o swoim sprzeciwie.

W sumie to przez większą część swojego życia nie zastanawiałam się, dlaczego system zachodnich wartości i kultura tak opresyjnie traktuje kobiety. Na ogół podchodziłam do tego wszystkiego bezrefleksyjnie, że np oh, prawa wyborcze mamy od 105 lat, ok, ale przecież w końcu mamy. Ale nie myślałam o tym, że właściwie dlaczego tyle wieków kobiety ich nie miały. Albo do niedawna nie mogły studiować, uczyć się, nie piastowały kierowniczych stanowisk, nie rządziły krajem a jedna Elżbieta I wiosny nie czyni, ani premierki w Skandynawii też nie, bo u nas – jak pokazuje obecna rzeczywistość powyborcza – kobiety miały mieć silną reprezentację a mówią za nie tradycyjnie smętne typy w garniturach. Dlaczego ciałami kobiet w zachodniej kulturze rządzą mężczyźni, a do tego poprzebierani w sukienki? Dlaczego kobiety muszą tu być zawsze młode i ładne a starzejące się muszą chować się po kątach, żeby nie raziły skutkami nie działającego kolagenu? 
Nie zadawałam sobie długo pytania, dlaczego mężczyźni nienawidzą kobiet, mimo że mówią, że je kochają, hołubią i pożądają? Dlaczego się ich boją? Czy w ich oczach patriarchat zastąpiłby matriarchat i taki sam system opresji tylko w inną stronę? Z czego to wynika? Czy jest na świecie powszechne? Lektura „Narodziny wszystkiego” Graebera i Wengrowa uświadomiła mi, że w odległych czasowo i geograficznie kulturach, kobiety były równoprawnymi członkiniami społeczności, zwłaszcza te starsze i nie podlegało to negocjacjom. Nasz zachodni system skutecznie jednak kwalifikował te zwyczaje i kultury jako „prymitywne”.

Nie doświadczyłam raczej nigdy przemocy systemowej z racji tego, że urodziłam się płci żeńskiej, ale ta pogarda była odczuwalna odkąd sięgam pamięcią, to odwieczne „ a co ty tam wiesz”. Figura matki, która w dużej mierze kształtuje moc lub niemoc córek, też była w moim życiu wątła. Nie mając wzorców odruchowo więc odrzucam te archetypy, wydają mi się pretensjonalne a nawet śmieszne. Nadal jednak stawiam sobie to pytanie – dlaczego tak jest? Dlaczego tak to odbieram? Dlaczego dopiero teraz dziwię się temu wszystkiego, co opisałam powyżej?

Dużą zasługę w popularyzacji figury czarownicy w pop kulturze ma na pewno szwajcarska eseistka Mona Chollet, której książka „Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet” tę figurę właśnie przybliża. Na bazie niezliczonych przykładów z popkultury, badań wykazuje historycznie przebieg nienawiści do kobiet „innych” niż przewidział tenże system. Pisze o o tych wygnankach systemu, palonych na stosie, marginalizowanych, spychanych do symbolicznych domków na kurzej łapce w lesie, oblekanych w negatywne skojarzenia ze starymi, zgarbionymi kobietami z kotem jedzącymi małe dzieci na śniadanie. Baba Jaga, wiedźma, histeryczka, dziwaczka, zła kobieta, której należy się wystrzegać, unikać jej mikstur, wiedzy, osobności. Płonęły więc faktyczne stosy wzniecane nie tylko przez inkwizycję, ale i świeckie sądy jak Europa długa i szeroka i w sumie pogłos wykluczenia, strącenia w niebyt występują aż do dziś.
Mój odruch sprzeciwu wobec wiedźm bierze się nie tylko z braku posiadania wzorca. Bierze się też z niechęci do ciągłej polaryzacji płci. To kobiece a to męskie.Nie chcę żyć w wiecznych okopach i ciągle wykazywać, że my kobiety to to i tamto. Nie wierzę w tzw kobiece siły mocy, siostrzaństwo i tym podobne. Na jakichś etapach było to potrzebne, ale teraz myślę trzeba iść krok dalej.

W wywiadzie dla Krytyki Politycznej, wiedźmowa badaczka, kuratorka wystawy o wiedźmach z 2020 r :”W czarodziejską burzę włożę własną duszę” i autorka książki „Szepcące w ciemnościach” Zosia Krawiec także wyznała, że ma dość życia w terrorze binarnosci. Stwierdza, słusznie wg mnie, że figura czarownicy potwierdza tezę, że system deprecjonuje nie tylko kobiety, które zresztą często są jego mocnymi filarami, ale także to, co jest żeńskie w mężczyznach. Ja się z tym totalnie zgadzam. Binarność, te polaryzacje zagrażają nie tylko kobietom. Niszczą ważne odruchy także w facetach, z których większość krzywdzi przekonanie, że chłopaki nie płaczą itp.
Ja idę za tym, co pisze Preciado w “Mieszkaniu na Uranie”, że “Zostaliśmy podzieleni przez normę. Pęknięci na pół i zmuszeni do pozostania po jednej lub drugiej stronie pęknięcia. To co nazywamy podmiotowością to tylko blizna, która powstała po wielorakiej różnorodności tego, czym moglibyśmy być”. Nie jestem naiwna na tyle, żeby sądzić, że każdy na to przystanie. System by się rozmontował i musielibyśmy dilować ze światem na nowo jak ślepe nowo narodzone istoty. Żaden strażnik ani strażniczka Gileadu na to JESZCZE nie pozwolą. Będą szczuć do skutku facetów, że są mało „męscy”, kobiety, że są za mało „kobiece” i nie lansują masowo głębokich dekoldów ani nie sprzątają w szpilkach domu.
Ale zaczyn jest.

Użyłam w myślach podczas wystawy w IT, że chciałabym to wszystko „odczarować”. A więc jednak te czary! Jednak ten magic issue.
Znalazłam tam pasujący do moich myśli obiekt Ewy Marii Szmigielskiej „Z prochu powstaniesz”. Dostosowywana do przestrzeni instalacja złożona z alabastrowego stempla, płyty na wzór tej asyryjskiej, na której wyryto zakazy dla kobiet, mirra, kadzidło, złoto, popiół i zaklinanie intencji odrodzenia. Albo obraz Aguli Swobody „Wiedza tajemna” i zwierzęco ludzkie motywy odwołujące się do tego, jacy jesteśmy – kogucio wilczy:) albo „śmietnisko” dewocjonaliów skomponowane przez Bartosza Kokosińskiego. Wiele świetnych prac i świetnych nazwisk, żeby wspomnieć chociażby Alekę Polis, Monikę Mamzetę, Kimbę Francis Kerner, Agę Szreder, które sama znam z prac, których klika zdjęć czy widoków wystarczyłoby za dziesiątki feministycznych wykładów:)
Podsumowując – ja nie stanę ubrana na czarno, w swoim uprzywilejowanym rzędzie i nie powiem, że jestem wnuczką tych, których nie spaliliście. Ale uderza mnie mocno to, jak moje wcześnie zmarłe babki nie doświadczały tych przywilejów protestowania i mówienia co chciały i kiedy chciały. Nie bez powodu boję się ciągle czytać „Chłopki”, bo nie wiem jak przetrawię ten nieodległy czas, jaki dzieli mnie od zniewolenia moich babek czy prababek. Jestem osobą niemistyczną i wierzącą tylko w miłość do zwierząt i roślin.

Więc w sumie nie wiem. Może faktycznie coś z tymi wiedźmami jest na rzeczy. Od zawsze wiedziały, że do tego wszystko się sprowadza. Spójrzcie na najbogatszych, najsławniejszych. Czy Beckham, czy Arnold Schwarzenegger – skończyli te kariery gadając do pszczół lub karmiąc osiołki w swojej kuchni. Biali hetero maczo symbole zachodniego sukcesu wiedźmami? Właśnie tak. Kto twierdzi, że rys sklejki z własnym umysłem ma tyczyć tylko osób żeńskich?:)



zdjęcie obrazu Marty Szulc „Czerwony golf” z 2022, z wystawy „Wiedźmy” w Innym Towarzystwie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

zjedz kanapkę