english version below
Małgę Kubiak spotykałam, mijałam w Warszawie nie raz: przy okazji wernisaży, festiwali LGBT jak chociażby dwa lata temu, czy w ubiegłym roku na Post Porn Festival w kinie Muranów. Małga jest w tym środowisku postacią i rozpoznawalną i znaną, i charakterystyczną – długie blond – biało – różowe włosy, często związane w dziewczyński kucyk na boku, krótkie spódnice, mocny makijaż, biały pies Puszek. Może opis nie sugeruje niczego nadzwyczajnego, ale w Polsce kobiety rocznik 1950 nie mają odwagi emanować dziewczęcością czy seksapilem. Nie jest żadną tajemnicą, że system takie zachowania rezerwuje dla ściśle określonej grupy wiekowej, inne – przekraczające próg narzuconych cezur, skutecznie rugując z pola społecznej widzialności. Ale Małgi to nigdy nie dotyczyło i nie dotyczy.
Na wszystkich tych festiwalach, na których ją spotykałam Małga prezentowała swoje filmy, których od lat 80 tych zrobiła ponad 30, ale dopiero w tym roku pierwszy raz obejrzałam jej produkcję. Tę informację uznałam za istotną, bo stopień rozeznania w czyjejś twórczości zawsze implikuje jakieś rodzaje odbioru, i to, czy coś widzi się po raz pierwszy, czy porównuje do innych dzieł – ma w skali percepcji ogromne znaczenie.
Uważam też, że pewne tematy, zdarzenia, zjawiska, obrazy przychodzą do nas w czasie, kiedy jesteśmy na nie gotowi. Na filmy Małgi na pewno trzeba być gotowym, wiedzieć, że to nie będzie miła netfliksowa produkcja, tylko trash punkowa jazda bez trzymanki, obraz, który się z nami nie cacka, nie ułatwia, nie bierze jeńców, nie utula, nie tonizuje, bo kompletnie nie liczy się i nie bierze pod uwagę narracji, jakie mainstreamowe media uważają za właściwe, miłe, rynkowe i z potencjałem sprzedażowym.
Jednocześnie dostaje się w zamian niepokojącą wizualizację własnych kulturowych lęków przed własnym ciałem, ugryzieniem przemijalnością, płynnością płci, seksualnością, która nie sprowadza się do miłych całusów i ładnie sformatowanych wiecznie młodych ciał.
Ale wrócę jeszcze do kwestii mojej percepcji.
Niedawno zrelacjonowałam na instagramie przykład multitaskingu, w jakim żyję ostatnio pokazując, że robię 3 rzeczy na raz, np czytam dwie książki jednocześnie a przy tym zerkam na jakiś serial. Wynika to z dwóch rzeczy zapewne – poczucia, że czas mi się kurczy i dlatego, że nic nie porywa mnie „tak do końca”. Nie przypuszczałam, że offowe, eksperymentalne kino Małgi, do tego w małej, gorącej sali w Kinotece przyszpili moje ciało i uwagę na full sto pro.
Film „Lucia Joyce & Flappers” nie ma praktycznie początku ani jasno zarysowanej pointy i końca, wsysa za to od razu w to pozornie chaotyczne uniwersum kolażowego montażu, nakładających się na siebie scen i postaci. Nagie młode ciała, nagie stare ciała, seks lesbijski, crossdressing, lekarskie wywiady, mastrurbacje na scenie, wizje lokalne w otwockiej Zofiówce dawnym zakładzie dla ludzi z chorobami psychicznymi, figury taneczne, układy choreograficzne, pulsowanie, przenikanie, punktowe dialogi.
Tadeusz Kubiak – znany w PRL-owskiej Polsce poeta i ojciec Małgi tak oceniał jej twórczość literacką, a co można też odnieść do formalnej strony jej filmów; „Myślę, że robisz słusznie operując swobodną frazą, nie krępując się tradycyjnymi rygorami”, zaraz potem dyscyplinuje córkę pisząc: „W przypadku formy, którą ty obrałaś pozornie te rygory nie istnieją, ale tylko pozornie, w takiej formie kryje się podstępna pułapka. Piszę o tym dlatego, że w niektórych Twoich impresjach (poetyckich) czuję nadmiar, przesyt skojarzeń, wątków, ale bądź czujna, panuj nad zdaniem, stosuj swój własny rygor wewnętrzny”. (s 278 „Małga, córka Kubiaków” Marta Konarzewska). Małga Kubiak jednak w swojej w prozie, w poetyce swoich filmów pozostała na zawsze wierna wolności od wszelkich rygorów, mając świadomość, że tym samym wypisuje się z obiegu kulturowego, który promuje to, co tym rygorom się poddaje i jest w jakiś sposób przewidywalne i dostosowane do potrzeb konsumentów i nabywców. Jednocześnie ten formalny chaos i nadmiar niesie ze sobą nadspodziewany porządek. Porządek myśli, i to mnie w filmie tym zafascynowało.
Dodawanie, że odważne obrazy nie są tworzone w celu jałowego obrazoburstwa – wydaje mi się banalne, ale zaznaczę to, że totalnie nie rzecz w epatowaniu reprezentacją nagich ciał, starzejących się ciał, nieheteronormatywnym seksem czy praktykami uznawanymi za intymne czy „pornograficzne” (wzięcie tego określenia w nawias oznacza podkreślenie, że obrazy seksu w filmie Kubiak nie są tożsame z tym co ogląda się w tradycyjnym porno). Wszystko tu zmierza ku przekazowi, który wydaje mi się łatwo wychwycić widzowi nienawykłemu do tego rodzaju narracji czy wizualnej interpolacji. Widać w tym filmie koncepcję ciała, jaką proponował Yukio Mishima, o którym nota bene Małga też zrobiła film, a mianowicie widzenie cielesności jako konceptualnego przebrania. Na twórczość Mishimy trafiłam zresztą jakiś czas temu, niezależnie od filmu Małgi i wydaje mi się niesamowite, że tego rodzaju podejście do kategorii ciał, panowania nad nimi i tym samym kształtowania swojego ducha jakie propagował Mishima, znajduje odzwierciedlenie w tym, co pokazuje Kubiak.
Wrócę do objaśnienia, skąd we mnie wzięło się poruszenie obrazami Małgi. Świetne jest to, że nawet nie będąc uzbrojonym w wiedzę o tym, kim była Lucia Joyce, można łatwo przechwycić wślizgujące się w głowę wątki brzdąkające w struny naszych własnych traum i zahamowań. Nie zawaham się stwierdzić, że mają one katarktyczną moc, wymiatają bowiem z szaf naszych umysłów to, co osadza nas w egzystencjalnym lęku przed przemijaniem, własnym ciałem, jego seksualnością, widzialnością i niewidzialnością kulturową. Każą skonfrontować się z tym, co niewygodne, zawstydzające, odłożone na półkę jako „obrzydliwe”, płeć, seksualne zachowania, pożądanie, społeczny osąd, marginalizacja, ograniczenia. Pod wpływem kolażowych obrazów omawianego filmu te emocje nasze zaczynają swoje nowe życie.
Śnił mi się potem wiele razy ten film. Raz, wydawało mi się, że sama w nim gram albo kręcę własny film z kadrami Lucii Joyce jako cytatami. Chciałam we śnie odbyć tę drogę, jak swoisty rodzaj wyzwolenia z tego, w czym wyrosłam i w czym siedziałam.
Odnośnie sposobu, w jaki Kubiak robi swoje filmy można napisać osobny tekst, ale powiem tylko tyle, że nie jest to sposób, jaki zaistniał przypadkiem. Jak wspomniałam wcześniej Małga jest córką znanego w PRL poety, satyryka Tadeusza Kubiaka. Jej życie to temat na serial rozpisany na 6 sezonów, naznaczone zwrotami akcji, dramatami, chorobą psychiczną matki, mocną relacją z ojcem, wybiegającym poza uznane normy podejściem do macierzyństwa, rodziny, w anturage powojennej Warszawy skażonej traumami wojny, morzem alkoholu, przemocy domowej i systemowej, a jednocześnie osadzone w środowisku twórczym i na swój sposób uprzywilejowanym. Jak bardzo inny był to świat niż ten, który widzimy dziś, świat, w którym żony, córki, dzieci, zwierzęta traktowano podrzędnie, totalnie mroczne oblicze patriarchatu, które jeszcze nawet dziś próbuje dobijać się gdzieniegdzie „o swoje”.
I w tym Małga Kubiak zbiegła z cienia Big Daddy mówi własnym głosem tym razem przez pryzmat losów Lucii Joyce – córki wielkiego Jamesa Joyce’a, która chciała robić karierę jako tancerka, która była utalentowana, wykształcona w tym, zdobywająca uznanie, mogąca propagować terapię tańcem i dobrze z tego żyć, jednak której ambicje zmiażdżono, zlekceważono, wyśmiano, bo rodzina uznała, że liczy się tylko kariera ojca, zaś dziewczyna – jak pouczał córkę Joyce – wystarczy, że umie z gracją nosić parasolkę. To zepchnięcie z własnej drogi Lucia przypłaciła chorobą psychiczną i całe życie po złamaniu kariery spędziła w szpitalach psychiatrycznych, w czasie okupacji cudem unikając nazistowskiej eksterminacji.
Film Małgi wpisuje się w dobry trend odzyskiwania pamięci zapomnianych kobiet twórczyń, artystek, marginalizowanych przez rodziny, system i patriarchat, jak choćby przywoływanie pamięci o muzie Rodina Camille Claudel przez Iwonę Demko czy polskich artystek z początku XX wieku wyciągniętych z lamusa przez Sylwię Zientek. W „Lucii Joyce” jest wściekłość marginalizowanych dziewczynek, kobiet, osób niebinarnych, ich ambicji, planów, zapałów. Pewnie dlatego po tym filmie, po obejrzeniu, przeczytaniu wywiadów z Małgą o jej życiu, czułam złość. To dawały znać przystrzygane jak wilanowskie trawniki moje emocje, wkurwienie, które chciałoby być ukorzeniającą się byle gdzie łąką idącą tylko w stronę światła a stale jest nędzną rabatką w betonie.
Jak na jeden film uważam dużo tych emocji. Ja bym oglądanie „Lucii Joyce” zalecała jako formę oczyszczenia, terapii, poznania, konfrontacji, próby zmierzenia się ze swoją złością i zdiagnozowania z jakiego ona pojawia się powodu, bo ten film w tym pomaga według mnie.
*w sieci filmy Małgi Kubiak można znaleźć na vimeo, ale trzeba mieć do nich hasło dostępu.
english version
OUT OF SYSTEM, WORD ABOUT THE FILM “LUCIA JOYCE & FLAPPERS” of MALGA KUBIAK
REVIEW by Agata Becher
I have met and passed Malga Kubiak in Warsaw many times: on the occasion of vernisage, LGBT film festivals, like two years ago, or last year at the Post Porn Festival in the Muranow cinema. Malga is a recognizable, well-known and characteristic figure in this environment – with long blond, white and pink hair, often tied in a girlish’s ponytail on the side, short skirts, strong make-up, white dog Puszek. Maybe the description doesn’t suggest anything extraordinary, but in Poland, women born 1950 don’t dare to emanate girlishness or sex appeal. It is no secret that the system reserves such behaviors for a strictly defined age group, others – exceeding the threshold of imposed caesuras, effectively eliminated from the field of social visibility. But Malga has never been affected by it and she is not.
At all the film festivals where I met her, Malga presented her films, of which she made over 30 since the 1980s, but only this year I saw her production for the first time. I found this information important, because the degree of recognition in someone’s work always implies some kind of reception, and whether something is seen for the first time or compared to other works is of great importance in the scale of perception.
I also believe that certain topics, events, phenomena, images come to us at a time when we are ready for them. You definitely have to be ready for Malga’s films, knowing that it won’t be a nice Netflix production, but a trash punk ride without holding at, an image that doesn’t play with us, doesn’t make it easier, doesn’t take prisoners, doesn’t comfort, doesn’t tone, because it completely, does not count and does not take into account the narratives that the mainstream media consider appropriate, nice, marketable and with sales potential.
At the same time, what you get in return is a disturbing visualization of your own cultural fears of your own body, bitten by transience, gender fluidity, sexuality that does not come down to nice kisses and nicely formatted eternally young bodies.
But back to my perception.
Recently, I reported on Instagram an example of multitasking in which I live lately, showing that 1 to 3 things at once, e.g. I read two books at the same time and at the same time I watch some series. This is probably due to two things – the feeling that time is shrinking and because nothing grabs me “all the way”. I didn’t think that Malga’s off, experimental cinema, and in a small, hot room at Kinoteka, pinned my body and attention to the full hundred percent.
The movie “Lucia Joyce & Flappers” has practically no beginning or a clearly outlined point and end, but it immediately sucks you into this seemingly chaotic universe of collage montage, overlapping scenes and characters. Naked young bodies, naked old bodies, lesbian sex, cross dressing, medical interviews, masturbation on stage, local visions in Otwock’s Zofiowka, the former institution for people with mental illnesses, dance figures, choreographies, pulsating, interpenetration, punctual dialogues.
Tadeusz Kubiak – a poet and Malga’s father, known in the Polish People’s Republic of Poland, assessed her literary work in this way, and what can also be related to the formal side of her films; “I think you are doing the right thing by using a free phrase, not being constrained by traditional rigors,” he then disciplines his daughter, writing: “In the form you have taken, these rigors are seemingly non-existent, but only seemingly, there is an insidious trap in this form. I am writing about it because in some of your (poetic) impressions I feel an excess, an over saturation of associations, threads, but be vigilant, control your stance, use your own internal rigor. (p. 278 “Malga Daughter of the Kubiak family” by Malga Kubiak & Marta Konarzewska). Malga Kubiak, however, in her prose and in the poetics of her films, has always remained faithful to freedom from all rigors, being aware that she is thus opting out of the cultural circuit that promotes what is subject to these rigors and is somehow predictable and adapted to the needs of consumers and buyers. At the same time, this formal chaos and excess brings unexpected order. The order of thought, and that’s what fascinated me about this film.
Adding that the bold images are not created for the purpose of sterile iconoclasm seems trivial to me, but let me point out that there is absolutely no point in dazzling with the representation of naked bodies, aging bodies, non hetheronormative sex, or practices considered intimate or “pornographic” (taking this terms in parentheses mean that the images of sex in Kubiak’s film are not the same as what is seen in traditional porn). Everything here tends towards a message that seems to me easy to pick up for a viewer unaccustomed to this kind of narrative or visual interpolation. In this film you can see the concept of the body proposed by Yukio Mishima, about whom, by the way, Malga also made a film (4 movies – 4 Masks), namely the perception of corporeality as a conceptual disguise. I came across Mishima’s work some time ago, regardless of Malga’s films, and it seems amazing to me that this kind of approach to the category of bodies, controlling them and thus shaping one’s spirit, which Mishima propagated, is reflected in what Kubiak shows.
I shall go back to explaining why I was moved by Malga’s picture. The great thing is that even without being armed with the knowledge of who Lucia Joyce was, you can easily pick up the slippery threads strumming the strings of our own traumas and inhibitions. I will not hesitate to say that they have a cathartic power, because they sweep out of the cupboards of our minds what embeds us in an existential fear of passing, of our own body, its sexuality, cultural visibility and invisibility. They force us to confront what is inconvenient, embarrassing, shelved as “disgusting”, gender, sexual behavior, desire, social judgment, marginalization, limitations. Under the influence of the collage images of the film in question, our emotions begin their new life.
I dreamed about that movie many times after seen it. Once, I thought I was acting in it myself, or making my own film with Lucia Joyce’s frames as quotes. I wanted to take this road in a dream, as a kind of liberation from what I grew up in and what I was sitting in.
Regarding the way Kubiak makes her films, a separate text can be written, but I’ll just say that it’s not a way that happened by chance. As I mentioned earlier, Malga is the daughter of Tadeusz Kubiak, a poet and satirist known in the People’s Republic of Poland. Her life is the subject of a series written for 6 seasons, marked by twists and turns, dramas, mental illness of her mother, a strong relationship with her father, an approach to motherhood and family that goes beyond the recognized norms, in post-war Warsaw entourage contaminated with the traumas of war, the sea of alcohol, domestic violence and system, and at the same time embedded in a creative and in a way privileged environment. How different this world was from the one we see today, a world in which wives, daughters, children, animals were treated subordinately, a totally dark face of patriarchy, which even today tries to fight for “its own” here and there.
And in that Malga Kubiak escaped from the shadow of Big Daddy speaks in her own voice, this time through the prism of the fate of Lucia Joyce – the daughter of the great James Joyce, who wanted to make a career as a dancer, who was talented, educated in that, gaining recognition, able to propagate dance therapy and live well from it, but whose ambitions were crushed, disregarded, ridiculed, because the family decided that only the father’s career mattered, and the girl – as Joyce taught his daughter – it was enough if she could gracefully carry an umbrella. This push from her own path Lucia paid for with mental illness and spent her entire life after a career break in psychiatric hospitals, miraculously avoiding Nazi extermination during the occupation.
Malga’s film is part of the good trend of recovering the memory of forgotten women artists, marginalized by families, the system and patriarchy, such as Iwona Demko recalling the memory of Rodine’s muse Camille Claudel or Polish artists from the early 20th century pulled out of the past by Sylwia Zientek. In “Lucia Joyce” there is the rage of marginalized girls, women, non-binary people, their ambitions, plans and enthusiasms. That’s probably why after watching this film, after reading interviews with Malga about her life, I felt angry. These were what my emotions, trimmed like Wilanow elegant lawns, showed me, pissed off, which would like to be a meadow rooting anywhere, going only towards the light and is still a miserable tiny flower bed in concrete.
For one film, I think a lot of these emotions. I would recommend watching “Lucia Joyce” as a form of purification, therapy, cognition, confrontation, an attempt to face your anger and diagnose why it appears, because this film helps in this in my opinion.