Obejrzałam niedawno film szwedzkiej reżyserki Ninji Thyberg “Pleasure”. Temat jest ciekawy. Młoda, 19-letnia ładna dziewczyna przybywa ze Szwecji do Kalifornii, aby zrealizować cel. Nie jest to bynajmniej poznawanie życia, wycieczka krajoznawcza (jest scena w filmie, w której bohaterka na pokazywany jej legendarny napis Hollywood reaguje potężnym znużeniem), studia na prestiżowym college’u. Celem Belli (takie imię sobie przybrała: Bella Cherry) jest zostanie gwiazdą porno.
Bohaterka dostaje się więc do jednej z agencji w branży, zamieszkuje z innymi kandydatkami chcącymi uzyskać status materialny poprzez uprawianie zawodu pornstar, chodzi na castingi i wypatruje możliwości przebicia się wyżej.
Tym, co uderzyło mnie podczas oglądania tego filmu, to fakt, że aspirowanie do takiego zawodu jak aktorka filmów pornograficznych to nie był efekt żadnej traumy wynikającej np ze złych warunków życia generujących niejako tego typu wybory. Wybór tego celu zawodowego nie podlega też w filmie żadnym osądom, moralizowaniu, dydaktyzowaniu. Bohaterka jest nieprzenikniona, w zasadzie nie dowiadujemy się, dlaczego zdecydowała się wyjechać z bogatego kraju i podjąć się zadania grania w filmach porno. Indagowana przez kolegę z branży o powody, odpowiada wymijająco. Nie wiemy więc czy to rodzinne traumy, czy brak pieniędzy wygnały ją na inny kontynent w poszukiwaniu jakiejś żyły złota dla siebie. Ale interesujący jest właśnie ten fakt, że praca w pornobiznesie nie jest już zagadnieniem podlegającym pod kategorie moralne. Dlatego uważam film „Pleasure” za znak czasu, znak w wymiarze pozytywnym. Tego typu podejście zdejmuje opresyjne odium z podejścia do tego, co decydujemy się robić z własnym ciałem. Nie ma tu nakładania na ciało systemowych, kulturowych etykiet sakralizujących je a jednocześnie niewolących w ramach religijnych czy politycznych represji traktujących je jak systemowe własności. Dziewczyna właśnie tak chciała pracować, traktując swoje ciało jako narzędzie i ten fakt nie jest tu rozważany jako pole do dyskusji.
I wydawałoby się, że wszystko fajnie. Wykonujemy krok ku progresywnemu traktowaniu ciał, wychodzimy z mroku średniowiecznego zniewolenia. Koniec też z romantyzowaniem pracy seksualnej czy to w wymiarze sex workingu czy bycia aktorem/ką porno.
Jednak film sięga dalej. Pozostaje swoistym signum temporis, odtabuizowaniem sfer wciąż jeszcze przecież potępianych, uważanych za wstydliwe. Ale wyciąga na jaw sprawy, które w kontekście podejścia do cielesności, zwłaszcza kobiet w tym biznesie, pozostały niezmienne i przemocowe.
Zgodnie z duchem czasu, jako się rzekło, realizatorzy pornograficznych filmów zdają się dbać o dobrostan aktorek. Podsuwają im do podpisania klauzule, zgody, wszystko w czym będą brały udział jest objaśniane i uzgadniane wcześniej, na planie aktorka ciągle pytana jest czy czuje się w danej scenie, pozycji ok, proszona jest o znak, kiedy będzie chciała przerwać, ale mimo pozorów dbałości o komfort fizyczny i psychiczny aktorki granica między przyzwoleniem a przymusem jest bardzo cienka. De facto aktorka boi się odmawiać grania w wielu scenach przekraczających jej możliwości psychiczne czy fizyczne, bo wszędzie słyszy że te, które wchodzą do porno mainstreamu „godzą się na wszystko”.
Oglądanie „Pleasure” łączy się z odczuciem nieprzyjemności i dyskomfortu. Jesteśmy świadkami, kiedy bohaterka, niby za własną zgodą, przekracza granice swojej wytrzymałości. Widzimy na jej twarzy grę emocji – od poczucia, że „to tylko gra”, po rozpacz z powodu totalnego naruszenia jej cielesnej godności. Bella nie potrafi wyczuć co jest grą i udawaniem skoro reakcje jej ciała generują w niej nic innego prócz poczucia bycia zdeptaną, dosłownie i w przenośni. Nie wiadomo, czy w ogóle jest możliwe oddzielenie się od swojego ciała na tyle, aby zamknąć się na emocje, reakcje płynące z tego jak ciało jest traktowane. Film sugeruje, że jest to możliwe. Rywalka Belli, piękna aktorka która wdrapała się na szczyt zdaje się potwierdzać taką opinię. Jej piękna twarz pozbawiona jest wyrazu, emocji tak jakby jedynie to sprawiało, że można w takim biznesie i przetrwać i się wybić.
Film jest wg mnie demaskacją środowiska porno i tej branży, w której cały czas panują patriarchalne zasady posłuszeństwa kobiet wobec przemocowych mężczyzn, którzy rankingują adeptki tej pracy według skali ich posłuszeństwa oraz zgody na zrobienie „wszystkiego”.
W rezultacie jest krytyką nie swobodnego podejścia do ciała, ale porno branży, która oparta na przemocy i niesprawiedliwości cały czas miliardom ludzi dyktuje wzorce seksualnych zachowań, które są totalnie zafałszowane. Ujmując rzecz w skrócie: ludzki pochód do przyjemności z seksu, upodobań do fetyszy, bdsm itp nie wynika z zachowań, jakie przedstawiają filmy pornograficzne. Jest to systemowa utopia uprawomocniająca systemową przemoc, najczęściej wobec kobiet. Osiąganie przyjemności w różnorakich konfiguracjach po prostu tak nie wygląda, jednak rzesze ludzi myślą, że to wygląda właśnie tak.
Na drugim biegunie niejako tego pornograficznego procederu stoją filmy post pornograficzne. Tak się składa, że w tym czasie (7-12 czerwiec) odbywa się w Warszawie pierwszy festiwal tego typu filmów. Przeciętny widz, nie będący w temacie czyta tylko słowo „porn” i nie zakłada, nie wie jaka może być różnica między pornografią a postpornografią. Warszawski festiwal przebiega pod hasłem „Body. Art.Society”, co już samo narzuca pewne skojarzenia – ciało w kontekście sztuki i społeczeństwa. Termin „post porn” powstał w latach 90-tych ubiegłego wieku i jest rozumiany jako opozycja wobec mainstreamowej pornografii. Filmy tworzone przez artystów badają związki między kulturą, opresją w kontekście biopolityki, przyjemności i tożsamości. Postpornografia jako dziedzina sztuki wizualnej jest w kontrze do tego, do czego my, wychowani na dziełach Teresy Orlovsky i pornhubie przywykliśmy. Przedstawiane na festiwalu strategie artystyczne mają na celu pokazać, że ciało to każdego niezbywalne żródło przyjemności i radości, nie zaś źródło wiecznego niezadowolenia, poczucia winy z powodu jego działania, ograniczeń czy pragnień.
Filmy z festiwalu mają na celu uwolnienie się z kręgu myślenia o seksie tylko w kategoriach konsekrowanej intymności małżeńskiej, binarności czy skrajnie – w kategoriach konfiguracji z pornhuba. Są protestem przeciwko kryminalizacji,zachowań seksualnych, odgórnego ich normalizowania i podporządkowywania politycznym dyskursom. To też protest przeciwko cenzurowaniu, selektywnemu traktowaniu ciał w mediach społecznościowych i wszelkich mainstreamowych mediach. Celem jest „radykalna czułość” jak czytamy w manifeście festiwalu na stronie.
Nie wiem, czy kiedykolwiek uda nam się szeroko, kulturowo odczarować podejście do ciał i ich seksualności. Pozyskać poczucie, że każde konsensualne działanie w tej dziedzinie jest ok, jest dobre, jeśli służy nam i czujemy się z tym po prostu dobrze a nawet bardzo przyjemnie. Nie wiem, czy uda się wyszarpać tę dziedzinę obrazowania ludzkiej seksualności z ram patriarchalnej opresji, hipokryzji i przemocowości. Nie wiem czy zawód aktorki filmów o ludzkim seksie będzie kiedykolwiek zawodem jak każdy inny, wymagającym po prostu pewnych predyspozycji nie podlegającym społecznej anatemie czy narażającym na przemoc w branży. Nie wiem czy nastąpi taka chwila, kiedy każdy będzie mógł poczuć, że jego ciało należy do niego a nie do systemu, religii i ocen innych i będzie mógł cieszyć się nim do woli. Ale jeśli istnieją ku temu choć przebłyski takich możliwości – wykorzystujmy to. Oglądajmy post pornograficzne propozycje, eksplorujmy nurt zmian w podejściu do naszych tożsamości i ich ekspresji. Cieszmy się tym.