Etap fascynacji literaturą iberoamerykańską, który miał miejsce w Polsce jakoś w latach 80 – tych, przeminął bezpowrotnie i nie sądzę, aby przywołanie tutaj powieści argentyńskiego pisarza Eduardo Gudiño Kieffera „Żeby cię lepiej zjeść” o wchodzeniu w dorosłość młodych ludzi w Buenos Aires w 1969 roku spotkało się z jakąś mega euforią czy nawet uprzejmym entuzjazmem. Niemniej jest kilka powodów, dla których jednak o tym napiszę.
powód 1 – Kora
Latem odeszła niespodziewanie. To, że była dla mnie swoistym obiektem kultu, nie ukrywałam specjalnie i nawet o tym napisałam, że jej piosenki, słowa zawsze mam w głowie. I nagle ktoś, czy to byłaś ty Ewa? (Ewa Ryszawa, to osoba przez duże O ) Więc nagle ktoś, pewnie Ona, pisze mi , że a wiesz, tekst:
Serdecznie witam panie dziennikarzu
Zanim opowiem panu o swych planach
Na imię mam Gladys del Carmen
La Torullo Gladys Semiramis
Chcę jeszcze raz pojechać do Europy
Lub jeszcze dalej do Buenos Aires
Więcej się można nauczyć podróżując
Podróżować, podróżować jest bosko
Ciągle pan pyta co sądzę o mężczyznach
Ach proszę pana jaki pan jest ciekawski
Naturalnie myślę o mężczyznach
Ale teraz muszę jechać do Buenos Aires
I Ewa mi wtedy mówi tak, Kora wzięła z takiej jednej książki, jakiej? no tej, ‚Żeby cię lepiej zjeść”, aha, a jak ja mogę dostać w takim razie książkę, która była taką zajebistą inspiracją, no, problem w tym, że trudno będzie.
Sam tekst w książce, kiedy młoda celebrytka Gladys Miss Piel Dulce, twarz super kremu w jakiejś kampanii udziela wywiadu jednemu z bohaterów, znudzonemu Sebastianowi z pretensjami do bycia ponad wszystkim, jest nieco inny, ale brzmi dość podobnie, patrzcie:
Miss Piel Dulce – Chcę jeszcze raz pojechać do Europy. Byłam już raz, wie pan we Włoszech, u dziadków, byliśmy ze trzy miesiące, strasznie się wynudziłam, nie mogłam się doczekać powrotu do Buenos Aires. Ale Znów mam ochotę pojechać, poznać Paryż, Londyn… Podróżować jest bosko. Więcej można nauczyć się jeżdżąc niż czytając, panie dziennikarzu.
Sebastian – Co pani sądzi o mężczyznach?
Miss Piel Dulce – Ach, jaki pan jest ciekawski!
Ja musiałam to sprawdzić, co Korę mogło w tym zafascynować, co to musiała być za treść. Nie czytałam nigdy Kieffera, prócz Cortazara, z którego „Gry w klasy” kompletnie nic nie zrozumiałam, prócz tego, że byli kochankowie i mieli między sobą magicznie.
powód 2 – trudno to będzie dostać
Uważam, bardzo dobry powód, postarać się, podjąć challenge, nigdzie tego nie ma, a ja właśnie przeczytam. I nagle przypomniałam sobie, że jest jeszcze coś takiego jak biblioteki, kto dziś ma czas chodzić do bibliotek. Ewa miała czas. Na moje bezowocne apele na FB odpowiedziała, że ma znajomą w bibliotece w Wyszkowie i ona mi tę książkę załatwi. A więc biblioteka, w Wyszkowie, a więc nieznajomi mi ludzie, którym się chciało znaleźć, przekazać innym nieznajomym ludziom, ostateczne odnalezienie w innej bibliotece na warszawskiej Ochocie, przekazanie do Ewy, potem przejście wymiętolonej wydanej w latach 70 – tych książki w moje ręce, ale tylko na dwa tygodnie. Prawdziwy powrót do przeszłości, kiedy książki były towarem deficytowym.
Jak dobrze, że są tacy ludzie jak Ewa, dla których załatwienie czegoś tak nieistotnego jak zapomniana książka, jest jednak istotne.
powód 3 – konstrukcja powieści
Nie wiem, czy te argumenty na temat narracji i budowy książki będą catchy i sexy, ale powiem tyle, że kiedyś to się pisało te powieści! Nie mam pojęcia, czy pisarze w Argentynie w tamtych czasach musieli kroić swoją twórczość pod rynkowe targety, czy mieli wolną rękę i mogli sobie pisać co chcą, stąd mogły powstać rzeczy może nie za proste w odbiorze, ale naprawdę interesujące? Nie wiem tego. Wiem tylko, że rozumiem, dlaczego Kora mogła się tym zainteresować, wiem, że dziś też przeczytanie takiej książki może zadziałać jak spa dla mózgu. Będzie musiał potrenować sam bidulek, ale wyjdzie z zajęć ukrwiony, pobudzony, z poczuciem, że wow, jestem mózgiem, użyłem się, przydałem się, dałem radę!
Dla zobrazowania tego, o czym mówię przytoczę parę z brzegu technik narracyjnych zastosowanych w tej niedługiej w sumie powieści.
Występuje w niej w ogóle kilkoro bohaterów, kobiety, mężczyźni, różne klasy społeczne, różne aspiracje, różne charaktery. Ale autor nie ograniczył się tylko do tego, że kolejny rozdział to inny bohater który mówi w swoim imieniu. Takie coś to taniocha. Owszem, zróżnicowanie języka, różne dialekty, żargony, odmiany powstałe ze względu na różnice umocowań społecznych bohaterów występują, ale to nie wszystko.
Mamy tu do czynienia:
- z narracją 1 – osobową i ze zwracaniem się do ty literackiego, czyli do czytelnika z poziomu tej narracji 1osobowej właśnie
- z narratorem wszechwiedzącym, który widzi zachowania kilku bohaterów, ale ta jego wszechwiedza nie jest taka do końca demiurgiczna, jest w jakimś sensie ograniczona i to jest na swój sposób fascynujące, że ten narrator wie, ale nie wszystko
- z narratorem w 2 osobie, tak jak stosował to Paul Auster niedawno w powieści „Zima”, czyli mówi np. tak: i wiedziałeś już, że zrobiłeś głupio, ale potem przypomniałeś sobie, że zawsze tak robisz ( przykład jest z mojej głowy, nie z Austera, bo nie chciało mi się szukać)
- z wywiadem Gladys i Sebastian
- z dialogami równoległymi, na przykładzie których jaskrawo widać, że ludzie konwersujący między sobą uprzejmie podczas spotkań gadają tak naprawdę sami do siebie, a to co mówi inna osoba kompletnie ich nie interesuje.
Tego typu zabiegi formalne mogą wydać barierą w odbiorze utworu, mogą sprawić, że mniej wyrobiony czytelnik poczuje się zdezorientowany, ciężko będzie mu dociec, kto mówi, w jakim punkcie jest akcja i czy ona w ogóle występuje? Ale kiedy wyjdzie się ze swojej strefy czytelniczego komfortu, kiedy w czytaniu wszystko jest przewidywalnie i spokojnie sobie płynie ku jakiejś poincie, kiedy zdołamy się zorientować, że samo dzianie się nie jest aż tak istotne, jak świat tych bohaterów, ich postawy życiowe, udręki, emocje. I nagle dzięki tym zabiegom narracyjnym można zobaczyć, jak świat tych argentyńskich ludzi iskrzy się i mieni odmiennością pokazaną nie za pomocą prostego opisu, tylko tego, jak ci bohaterowie mówią. Ja uważam, że to fascynujące, bardzo odmienne, nietypowe i w sumie dość karkołomne jak na literacki zabieg, nie każdy by potrafił uczynić nas szczęśliwymi czytelnikami tak manipulując narracją.
powód 4 – świat się zmienia, ale my nie bardzo
czyli chodzi w skrócie o uniwersalność tej powieści.
To nie jest książeczka tylko o jakichś młodych intelektualistach, grubych konsjerżkach, dziewczynach z prowincji chcących robić karierę, rzezimieszkach i złodziejach z Argentyny z roku 69. To jest rzecz o ludziach w ogóle. Wciąż też o nas, o tym, że ludzkie aspiracje, emocje, potrzeby pozostają takie same niezależnie od czasów czy miejsca.
A więc jest to tym, że dzieciństwo to ciężki na ogół okres:
„Ale zostawmy filozofię. Moje dzieciństwo – jak wszystkie dzieciństwa – pełne było rzeczy pięknych. I brzydkich, jak wszystkie dzieciństwa.”
O tym, jak ciężko nam zdobyć porozumienie z drugim człowiekiem, bo przez większość czasu, kiedy wchodzimy w interakcję z kimś myślimy o tym, czy włosy nam się nie potargały:
„A ona spaceruje po pokoju cały czas ze szklanką w dłoni, taka elegancka, taka elastyczna, taka obojętna wobec tego, co on mówi teraz, bo jest zbyt zajęta naśladowaniem samej siebie.”
O tym, że singielstwo to pójście na łatwiznę:
„być samym to żadne bohaterstwo. Zwykłe tchórzostwo, zwykły śmieszny strach, zwykła nędza, zwykła impotencja, zwykła retoryka. Choć czasem sprawia to wrażenie odwagi.”
I tak dalej.
W każdym razie ta powieść nie jest zapisem ideologii świata hippisów z Buenos Aires ani też dekadenckie studium losów jednostki na tle egzotycznej scenerii, jest to udana próba poszukiwań, odpowiedzi o co nam ludziom w ogóle w życiu chodzi, kim jesteśmy a kim chcielibyśmy być, jak wyjść poza znienawidzone ramy i jak uświadamiać sobie, że będzie to trudniejsze niż przypuszczaliśmy o ile w ogóle wykonalne jest nie być tylko sobą.