Nie jestem historyczką sztuki i artystyczne akty materialne lub wizualne, jakie oglądam, jakich doświadczam, odbieram bardziej intuicyjnie i w kontekście zainteresowań jakie posiadam. Zresztą nie wydaje mi się trafne traktowanie sztuki jako obszaru ekskluzywności przydatnego dla wąskiego kręgu kuratorów i uzbrojonych po zęby w narzędzia poznawcze krytyków sztuki. Dla mnie istotą sztuki jako takiej jest jej inkluzywnośc, dawanie możliwości przeżycia czegoś niezależnie od tego kim jest widz i czym się para na codzień.
Bliska jest mi sztuka krytyczna, która realizuje się najczęściej w efemerycznych instalacjach, materiałach wizualnych, performancach, fotografii czyli w tych obszarach, które nie są jakoś chętnie podejmowane przez galerie i udostępniane szerszej masie widzów. Trudno, acz bardzo szkoda. W galeriach nadal szukam narracji kobiet, osób queerowych, te interesują mnie najbardziej.
Malarstwo to rodzaj praktyki twórczej łatwiej obejmowalny przez każdego, niezależnie czy to będzie jakaś abstrakcja, czy mimetyzm, czy figuracja, szybciej jest w stanie przeniknąć do umysłu i skrobnąć w jakąś błonkę emocji. U mnie akurat nie zdarza się to nazbyt często. Na przykład pierwsza praca Katarzyny Swinarskiej, którą zobaczyłam na zbiorowej wystawie „Poczęcie” w galerii Prześwit, nie ugodziła mnie. A raczej ugodziła, ale w sposób nieprzyjemny. Przedstawiona na obrazie kobieta była mocno umalowana, rozmazana, wyuzdana, pokręcona, pomieszana i to było dla mnie ciekawe, że ten wizerunek mnie odrzucił, że nie zdobył mojej akceptacji. Inaczej mówiąc chyba tak to powinno działać – coś poruszać.
Potem parę miesięcy później gościłam w tej samej galerii na wernisażu prac Swinarskiej „W obronie Lady M”.Było ich tam dużo i większość wielkoformatowa, imponująca. W zgromadzonych tam pracach były widoczne motywy charakterystyczne dla malarskiej twórczości Swinarskiej, czyli uwikłanie kobiet w przemocowe relacje ze światem. Jest tam krew, mroczność, ciemność, niepokój, demonstracja własnej siły, ale też akty uległości czy egzemplifikacje cielesnych pragnień. Niepokojące i sensualne.
Parę miesięcy potem nasze drogi zeszły się w Gdańsku, gdzie artystka mieszka i pracuje. W efekcie tego zbiegu okoliczności miałam okazję gościć u niej na śniadaniu w jej mieszkaniu i pracowni, przyjrzeć się „od kuchni” przenośnie i dosłownie temu, nad czym pracuje, posłuchać co sama mówi o swoich pracach.
Pierwsze co mnie uderzyło po wejściu do pracowni to widok różowych ciał kobiet, gładkich, przyjaznych, ale po dłuższym oglądzie dostrzec można było skazy – zszycia, mocny makijaż, rozmazany tusz po oczami, ekspresyjne twarze, ale ciało pozostawało „czyste”. Na pytanie, dlaczego genitalia przedstawionych kobiet są zawsze bezwłose i dziewczynkowato dziewicze Kasia odpowiedziała mi, że to co włochate zawsze ją w jakiś sposób przerażało. Widać w tych obrazach było wyraźnie, że kobiecoś to jest ten lacanowski kostium, o którym Swinarska wspominała w jednym z wywiadów, kostium, maska skrywające coś zgoła innego niż się widzi, jakiś rodzaj tajemnicy. Kobiety Swinarskiej są więc ciepłe, różowe, gładkie, ale ich twarze czy też trzymane atrybuty, rybi ogon, motyw syren wskazują jasno to co sama Kasia mi powiedziała – że fascynują ją w kobietach groza i niegrzeczność.
Lubię śledzić jaki wpływ na twórczość mają osobiste przeżycia artysty. Ktoś kto ich nie zna, a obserwuje te obrazy może odnieść je do osobistych przeżyć – niewinność, czystość wymieszane z grozą i nieprzewidywalnością. Ale mnie Kasia dodała, że lubi tak malować kobiety bo sama uchodzi za osobę bardzo ujmującą i grzeczną, więc w ten sposób performuje i przekłada swoje niepokoje.
„Byłam taką dziewczynką, która lubiła biegać nago po ogrodzie i polewać się wodą czy robić tego typu rzeczy, ale moja rodzina nie była tym zachwycona”. wyznała mi Swinarska. Mam przed oczami jej obraz, kiedy jest dzieckiem i kiedy te jej naturalne ekspresje są tłumione przez wychowanie i kulturę. Nie trzeba dogłębnych analiz i badań, żeby wiedzieć, że tego typu doświadczenie braku aprobaty jest znane praktycznie każdemu, a zwłaszcza dziewczynkom.
Podrążyłam też temat tej włochatości i odrazy, jaką ona budzi, albo przerażenia nawet. Okazało się, że Swinarska nie stroni o tej emocji. Pokazała mi obraz z cyklu Skin, który przedstawiał skłębione, właśnie włochate ćmy. Absolutnie mnie on zachwycił. Ćma to jest taka postać, która doskonale odbija ten rodzaj odczuć, jakie się w nas czają – fascynacji i lęku jednocześnie. Bezgłośny trzepot włochatych skrzydełek w barwie ciemniej lub burej, faktura ich skrzydeł nie zostaje zneutralizowana dla ludzkiego oka poprzez sympatyczne palety przyjaznych barw. Grube tułowia i determinacja w pożądaniu spalenia się przy zabójczym świetle, które nie bywa sprzymierzeńcem. To w obrazie Kasi było. I to kłębienie się, rojenie, i efekt brrr.
Bardzo podobne w ekspresji są czarne kwiaty na czerwonym tle – cykl obrazów pt Miłość z 2018 roku. Te kwiaty też emanują niepokojem, łączą w sobie obietnicę piękna, które może być zdradliwe ale też zwierzęco nabuzowane.
Tak więc jest w obrazach Swinarskiej uniwersalizacja doświadczeń kobiet – niewypowiedzianych pragnień, wstydu, presji, odrzucenia, jest procesualność stawania się kobietą świadomą, świadomość tego całego kostiumu, jakim jest bycie kobietą właśnie, składanie wizerunku z legend, baśni, wizji cudzych, kulturowych, własnych. Całe to imaginarium.
W tym wszystkim pozostaje postać artystki, faktycznie miłej, grzecznej, schludnej osoby, bez makijażu, z grzywką przygotowującej dzbanek dobrej kawy dla nas, opowiadającej o swojej codzienności jako osoby twórczej, wśród pięknych palm, skrzypiących parkietów, inspirujących moodboardów, opowiadającej mi swoje historie, które były tak odmienne od moich czy innych moich znajomych a jednocześnie tak niepokojąco lub kojąco (zależy jak się nastawić) takie same, oparte na tym odrzuceniu, na presji i doświadczeniu wymyślnych oczekiwań społecznych wobec nas. Po raz kolejny przekonałam się, że nic nie jest takie jak się wydaje i chociaż to jest banalne stwierdzenie, to doświadczanie go wprawia mnie w totalny zachwyt nad formułą zwaną życiem.
Do przeglądu prac malarskich Swinarskiej zaś szczerze zachęcam, jak rownież do zapoznania się z jej filmami, które w udany sposób poszerzają zakres jej artystycznych ekspresji. Ale to jest już temat na całkiem nową historię:)