• Kanapka od Gucciego, czyli Tom Ford po godzinach. Recenzja filmu “Zwierzęta nocy”.

    Jakby mnie ktoś zapytał, po co iść na „Zwierzęta nocy”, to bym powiedziała, że dla białych stóp Amy Adams na krwiście czerwonej kanapie.

    To zdecydowanie film dla estetów. Zrobił go w końcu Tom Ford, autor moich ukochanych perfum Black Orchide i właściciel najbardziej seksy zeza w show biznesie.

    Kiedy czytam recenzje tego filmu to właściwie powinno mi się było odechcieć. Bo fabuła jest nielinearna i chęć takiego zacnego opisania o co chodzi równa się podjęciu zadania karkołomnego. Dlatego nie będę tego robić. Może trochę przyspoileruję, trochę napiszę w czym rzecz, ale bez kronikarskiego wdawania się w szczegóły „kto zabił”.
    Ale, że tak powiem, po kolei.

    Kadry

    Ciekawi mnie, czy jak się nie wie, że reżyser to projektant mody, to widzi się od razu malarskość kadrów w tym filmie, te teksańskie zachody słońca nad pustkowiem, białą Amy na czerwonej kanapie, jej wielkie okulary (pewnie kosztują majątek), palec Amy na brzegu szklanki z whiskey z lodem, czy faceta siedzącego na kiblu przytwierdzonym do werandy?
    Czy też wiedza o profesji reżysera nie sprawia,że nadpisuje się znaczenia do tego, co się widzi w tym filmie? Nie wiem, ale te kadry moim zdaniem znaczą więcej. Wiadomo od razu, że każdy szczegół ubrań bohaterów, scenografii niesie ze sobą jakiś niewerbalny przekaz i ma tak samo doniosłe znaczenie jak dzianie się.

    To ma swoje dobre i złe strony.

    Dobre, bo estetyka, wiadomo, lubimy, jak nawet śmierć jest ładnie pokazana, nie tylko rzeczy tak oczywiste jak ładne stopy ładnej babki.

    A złe, bo ten estetyzm moim zdaniem odciąga od czegoś co mogłoby być istotniejsze. Nie wiem, może zresztą reżyser uznał, że pokazał coś istotnego, ważnego, ale dla mnie to zniknęło, wyparowało w gąszczu tych silnie nacechowanych symboliką i estetyką obrazach i kadrach.

    Czy to jest film o złu?

    Zatem kiedy dochodziło do momentów strasznych, jak to, że miłe życie miłych ludzi kończy się gwałtownie, bo mieli pecha i przypadkowo trafili na złych ludzi, to ja przestałam w którymś momencie to przeżywać zastanawiając się jakie znaczenie ma to, że głowa rodziny ma brodę i koszulę w kratę. Szkoda wielka, bo akurat mógłby z tego wyjść fajny temat jak np. o bezsensowności zła. Taki traktat mógłby powstać. O tym, dlaczego dobrych ludzi spotykają złe rzeczy. Lecz nie powstał.

    Jest pokazane zło, jakie spotyka bohatera i jego rodzinę, ale nic z tego niestety nie wynika głębszego prócz tego, że Amy Adams, związana z tym bohaterem wcześniej, kiedy czyta jego wspomnienia o nieszczęściu w formie książki, jest wstrząśnięta,

    No i fajnie, tylko co z tego?

    Zło to zło, nie da się go streścić za pomocą pięknych ujęć upozowanych białych martwych ciał ofiar na czerwonej, pluszowej kanapie.

    Czy ta samotność porusza?

    Wzruszenie, jakiego doznaje bohaterka czytając historię o “Zwierzętach nocy” miało pokazać, że jest ona samotna, zdradzana, i choć wiedzie życie w luksusie wręcz niewyobrażalnym dla nas żołnierzy korporacji i śmieciowych umów, to jest jej źle, bo dokonała czynu złego jak aborcja i odeszła od tego bohatera właśnie, bo był mało zaradny, jako że uczył w szkole. I ona tak sobie myślała, że może źle właśnie zrobiła, że wybrała nowojorskiego finansistę, w dodatku przystojnego a nie przystojnego, romantycznego nauczyciela, z którym by musiała żyć od pierwszego do pierwszego.

    Niestety cała akcja poprowadzona jest tak, że trudno jej współczuć. Bardziej sobie człowiek myśli, że poprzewracało się bogatej pańci w dupie i jakoś trudno się utożsamić z jej cierpieniem. Ale może mówię tak z zazdrości, bo w końcu niezależnie czy w Bangladeszu czy w Los Angeles, każdy ma swoje problemy i nie należy ich bagatelizować.

    Zapewne, ale jakoś nie załkałam nad losem samotnej Amy Adams. Ostatecznie każdy jest sam, dokonuje głupich wyborów czy podejmuje niewłaściwe decyzje, ale za to niekoniecznie siedzi sobie na ładno w wielkim domu z samymi oknami od sufitu do podłogi.
    Bohater, ten odrzucony nauczyciel, który potem założył rodzinę, którą spotkało nieszczęście,(prawda jakie to proste?) grany przez Jacka Gyllenhaala, też jakoś nie wzbudza większych emocji. Raczej jeśli już to irytację. Faktycznie, jakiś taki płaczliwy jest. Ale może to taki jest los wszystkich wrażliwych gości. Nie wiem, ale nie podążam z emocjami za tym jak dokonuje samosądu na mordercy swoich bliskich. Szybciej czasem wzruszam się na reklamie serka hochland czy filmach o misiach gryzli w Kanadzie.

    Momenty

    Ale ma ten film momenty dobre, gdzie znać dystansik, ironię wynikającą z błyskotliwej obserwacji bogatych środowisk.
    Np.scena rozmowy Amy Adams z matką bogatą damą z teksańskiej society. Te napompowane fryzury, kostiumiki od Chanel i sznury pereł plus ściągnięte w grymasie usteczka pomalowane krwistą szminką podkreślającą więdnięcie. Plus klątwa, na której dźwięk ścierpła mi skóra: „i tak każda córka staje się taka jak jej matka”. To straszne. To naprawdę nie brzmi obiecująco! Ale scena jest w stu procentach i zabawna i dramatyczna.

    Drugi moment, to chwila, kiedy Amy powłóczystym krokiem znudzonej bogatej pańci wkracza do swojej galerii i odbywa tam zebranie, na którym poruszana jest sprawa zwolnienia jednej pracownicy i Amy konfrontuje swoje złote myśli o tym, że nie zawsze warto jest wszystko zmieniać z twarzą siedzącej obok laski mającej świeżo napompowane wypełniaczem usta.

    I początek filmu. Zdecydowanie fascynuje i szokuje.
    Oto na wstępie tego wysmakowanego filmu o samotności i zbrodni widzimy pokaz, taki performance kobiet przebranych za mażoretki, ale przebrane są częściowo, mają tylko białe butki i śmieszne czapki i są całe gołe. Ale mało tego. Są też stare i otyłe. W efekcie tańczą nam przed oczami całe masy obwisłego tłuszczu z tych brzuchów, ramion, ud, cycków i pośladów. Jest to widok tyleż zaskakujący co przerażający. Nie bardzo mam pomysł na to, jaki to mógł być przekaz? Ekranizacja naszych lęków? Przed golizną, starością, brzydotą, śmiercią?
    Na szczęście mamy Amy Adams, która jest chuda, ładna i młoda. Lecz cóż z tego skoro nieszczęśliwa?

    Tylko gdzie się zaczyna to całe nasze nieszczęście?
    W wyborach? Złych decyzjach? Tłuszczu na brzuchu?
    A może zapisane jest w gwiazdach?

    Nie znam odpowiedzi. Ten film też jej nie da. Ale obejrzeć nie zaszkodzi.

  • Kanapka złożona z dobrych rad, czyli 6 sposobów na to, jak zdobyć władzę nad światem

    Jeśli zastanawiasz się czasem, dlaczego mając same piątki w szkole, wygraną w genetycznej loterii, tarcze wzorowego ucznia za 100% frekwencji na lekcjach, dużo lajków, serduszek i gwiazdek w serwisach społecznościowych, ale wciąż nie zdobyłeś władzy nad światem, lecz pławisz się w poczuciu winy, gorszości, tandetnej niewiary w siebie, braku władzy nad sobą – ten tekst jest dla ciebie.

    Inspiracją do stworzenia tego poradnika, po lekturze którego wasze życie będzie tylko lepsze, był bohater  genialnego serialu obejrzanego przez mnie po raz trzeci Tony Soprano – boss mafii z Jersey.
    Pozornie prosta sprawa – Tony nie wyglądał jak Brad Pitt, nie miał umysłu polemisty z felietonami Umberto Eco, miał mnóstwo problemów i kompleksów a nawet lęków, a jednak to jego się bali i z nim liczyli, jego nastroje zgadywali i jego polecenia uznawali za niepodważalne. Dlaczego?
    Dlaczego zaś można mieć mnóstwo atutów, a jednak spędzać życie na płakaniu sobie w mankiet, że coś poszło nie tak, że brakuje wiary we własne możliwości i przy wypowiadaniu każdego słowa odczuwa się lęk przed demaskacją, że może to co mówimy, robimy to jakieś głupie jest, nie na miejscu i niepoważne?

    Nie wiem dlaczego. Ale uznałam, że pora to zmienić. I bazując na obserwacji zachowań Tonego jako wzorca kierownika, szefa, dyrektora, duszy towarzystwa, CEO, chiefa własnego życia wpadłam na to, za pomocą jakich sposób odzyskać władzę nad światem.

    1. Obserwuj i wyciągaj wnioski

    Większość z nas lubi o sobie mniemać, czy mówić, że jest „dobrym obserwatorem”, ale na ogół bywa tak, że ludzie totalnie skupiają się sami na sobie. Z precyzją entomologa liczącego nóżki stonogom i liczbę zakończeń nerwowych w skrzydełkach much pochylają się nad każdym drgnieniem swoich emocji w związku z czymś tam, że ktoś coś im powiedział/ nie powiedział, a może pomyślał?
 To strategiczny błąd i strata czasu odwlekająca przejęcie władzy.

    Trzeba tę tendencję odwrócić i maksymalnie skupić się na wychwytywaniu reakcji, stanów emocjonalnych, w jakich znajdują się ludzie z naszego otoczenia. Z dokładnością badacza rejestruj więc każdy grymas na twarzy współpracowników, rodziny, wszystkich tych, którzy mają w twoim życiu jakiekolwiek znaczenie.

    Mając w głowie to, jak się kto uśmiechnął danego dnia, co i jakim tonem powiedział i czy odwrócił się do ciebie tyłem czy przodem – próbuj zastanowić się nad przyczyną takiego zachowania u obserwowanej osoby, zbuduj jakieś wnioski np.że boli ją ząb, nie lubi deszczowej pogody, nie zrobiła prezentacji i boi się demaskacji, ma w domu chore dziecko, a może ma do ciebie jakieś pretensje. Jeśli osoba jest w podejrzany sposób szczęśliwa, też przemyśl – skąd to się wzięło?

    2. Reaguj i działaj

    Kiedy masz już zgromadzone w głowie portfolio zachowań jakiegoś obiektu, wiesz jakie są przyczyny jej nastrojów i zachowań wobec innych i ciebie – przystąp do działania.

    Siedzenie i dywagowanie o cudzych sytuacjach i nastrojach nic ci nie da, marnotrawisz tylko czas na potencjalne plotki przy pracowym obiedzie.

    Wykorzystaj więc zebrany materiał o ludziach i przejmij nad nimi kontrolę.

    Udawaj oczywiście, że w ogóle niezorientowany jesteś w niczym, sobą zajęty tylko i tym co na obiad. A tymczasem jeśli ktoś krzywo się uśmiechnął, kiedy tego nie widziałeś a chwilę wcześniej szczerzył zęby w uśmiechu do ciebie – przyjmij, że to człowiek fałszywy i nie licz, że cię wesprze czy poprze, kiedy będziesz tego potrzebować. Nie dość że zaoszczędzisz czas na niepopadanie w zbyteczne złudzenia, to jeszcze przewidzisz krok fałszywego przyjaciela i zaskoczysz go jakimś działaniem na własną korzyść bez oglądania się na jego pomoc. Twoje akcje idą w górę, poziom respektu wzrasta.
    Nawet jeśli nie jesteś takim strategiem jak Tony Soprano, jak kapitan Żbik i Hans Kloss przewidujący wszystko i prześwietlający wszystkich intencje – to i tak myśląc o działaniu jesteś krok do przodu przed introwertycznymi myślicielami, którzy wszystko wiedzą a nic z tego nie wynika.

    3. Rozdawaj marchewki

    Ma to nadal ścisły związek z obserwacją ludzi i ich nastrojów. 
Otóż, kiedy zauważysz jakieś objawy fochów, niezadowolenia i kwaśne miny, nie daj boże szepty za plecami i potajemne grupy na mesengrze z pominięciem ciebie – działaj rozdając marchewki, czyli nagrody.

    Niezadowolenie ludzi z otoczenia trzeba spacyfikować okazując niezadowolonym, że się o nich troszczysz.
w tym celu możesz zapytać – „jak leci” a nawet rozbudować pytanie do „jak zdrowie”, możesz zaproponować wspólny spacer, ba, drinka w piątek po robocie, w uniesieniu możesz nawet powiedzieć komplement, ale trzeba uważać, żeby nie wzbudzić podejrzeń, że coś chcesz zyskać. Niemniej jakieś – “poleć mi swojego fryzjera” czy “miałam sobie kupić tę bluzkę w Zarze” – nie zaszkodzi. 
Nawet jeśli nie jesteś szefem, wymyśl jakieś zadania i je deleguj, ludzie lubią być potrzebni a jak się nudzą, przychodzą im do głowy głupoty i mają czas na plotki, a po co ci to. Zleć, zaproponuj np. zorganizowanie spotkania w knajpie, zobaczysz z jakim się to spotka entuzjazmem.

    A kto umie organizować rzeczywistość i trafikować taski? Wiadomo.
    Kto dba i troszczy się o dobre nastroje w otoczeniu? Wiadomo.

    4. Nigdy nie przyznawaj się publicznie do słabości i błędów

    Naprawdę jesteś taki, jak o sobie mówisz.

    Mówisz- jestem taki leniwy, myślą o tobie, że jesteś leniwy. Nieistotne, że akurat jesteś tytanem pracy, ale skoro sam w siebie nie wierzysz, że jesteś, to dlaczego inni mają wierzyć? Prawda mało kogo interesuje.

    Publiczne biczowanie się za popełnione błędy, przepraszanie itd. nic nie daje prócz poważnego szwanku na opinii i stawia pod znakiem zapytania twoje możliwości zapanowania nad umysłem kogokolwiek.
    Zatem jeśli popełnisz błąd:

    • udawaj, że nie popełniłeś albo że ten błąd to w sumie sukces
    • no w każdym razie – nie mów o tym na głos i nie przepraszaj

    5.  Wykonuj dużo „ojcowskich” i protekcjonalnych gestów

    Klep po plecach, nazywaj znajomych swoimi dziećmi, albo zdrabniaj ich imiona, pieszczotliwie upupiaj, ojcowsko wspieraj gestami, rozpościeraj ramiona w geście przywitania niczym błogosławiący JPII, czasem nawet się uśmiechaj, a robiąc to nie dawaj po sobie pod żadnym pozorem poznać, że ktoś cię irytuje, wkurwia, nie szanujesz go, masz mu za złe. Im ludzie mniej wiedzą o twoich prawdziwych emocjach i intencjach tym lepiej dla ciebie i bliskiego terminu przejęcia władzy i kontroli nad wszystkim. No prawie wszystkim.

    Klepiąc kogoś po ramieniu i pytając jak minął mu poranek rozpamiętuj jego słabe strony, przypominaj sobie co złego ci powiedział lub zrobił i planuj jakiś mały odwecik tak, że się nawet nie zorientuje w co został wmanewrowany i przyjdzie ci podziękuje jeszcze ewentualnie.
Bądź pamiętliwy i mściwy, bo na bycie bohaterem żywota człowieka poczciwego masz jeszcze czas.

    6.  Co z tym wyglądem?

    Wygląd ma znaczenie, to fakt. Ale czy każdy ładny i dobrze ubrany człowiek to ktoś, kto rządzi? A czy każdy kto ma władzę szczyci się aparycją Brada Pitta? Wystarczy popatrzeć na Kaczyńskiego, Napoleona, czy choćby Tonego Soprano, żeby wiedzieć, że nie.
    Za to bardzo pomagają miny. Mowa ciała, jak to mówią kołczowie.
    Warto obejrzeć parę scen z serialu “The Sopranos” albo przemówienia Benito Mussoliniego, żeby zrozumieć szybko na czym to polega.

    Nawet jeśli nie możesz patrzeć na kogoś z góry, to patrz mu prosto w oczy. To pierwsza zasada. Spuści wzrok, szybko uzna, że wiesz lepiej.
 Mówiąc cokolwiek do kogoś nigdy nie gap się na czubki swoich butów.
    Nie baw się palcami, nie garb się i nie zasłaniaj ust ręką. Jeśli masz brzydkie zęby – czym prędzej to zmień, bo z zepsutym uśmiechem nigdy nie będziesz wiarygodny, po prostu. Nos możesz mieć duży, uszy odstające, nadwagę, mierny wzrost, ale zęby muszą być zdrowe, białe i wszystkie.

    A potem poświcz przemowy, może nie wpadaj w emfazy jak Duce, ale nie hamuj się. Patrząc prosto w oczy rozmówcom mów co chcesz. Nawet jeśli jesteś niepewny tego co mówisz, jeśli się boisz – udawaj że nie. Nikt nie zauważy rożnicy, a twoja chwila do przejęcia władzy nad światem zbliży się błyskwicznie.

    I nawet jeśli uzyskasz kontrolę tylko nad samym sobą – to jesteś zwycięzcą:)

  • zjedz kanapkę