• Barbie w krainie marzeń dla pańć, czyli o Greyu

    Wszyscy kochają Greya, to ja też się wypowiem.

    Książka to nie, nigdy w życiu. Nie potrafiłabym udawać, że kiczowato napisane coś to odbicie marzeń o czymkolwiek. Ale film, to czułam, że trzeba by zbadać i intuicja mnie nie zawiodła. Po obejrzeniu naprawdę nie dziwiłam się entuzjastycznemu najazdowi babek na kina na 50 twarzy Greya i masowej niechęci facetów do konsumpcji tej radosnej Barbie w krainie marzeń dla dojrzałych pań:)

    To po kolei co ja bym uważała:

    1. 50 twarzy Greya to nie jest dobry filmale też przecież nikt nie spodziewał się po tym obrazie dla mas klimatów Bergmana. No ja na pewno nie. Za to bardzo mnie bawiły takie słodkie smiesznostki w tym filmie, schematy, skróty myślowe, kalki, klisze, uproszczenia i to wysokie C:)Np. sytuacja na kawie. Grey zaprasza skromną studentkę dorabiającą w sklepie żelaznym (!!!) na tak zwaną kawę. Nie zdążają posłodzić aż tu nagle on się zrywa, wybiegają, na ulicy on chwyta jej ramiona i mówi w tonie podniosłym – Nie jestem mężczyzną dla ciebie!-
      hmm, super, ale ona nawet nie piumknęła, że chciałaby, aby tak było:] To, że widział, że jej sie podoba i chętnie by coś tam nie mogło stanowić dla niego zaskoczenia, bo świetnie wiedział, jak działa na babki, wszystkie. Ale wiedział też, że to nie musiało oznaczać, że ona już widzi się z nim cała na biało.
      Sporo tam było takich scenek, ale nie ma co się pastwić, bo NIE O TO TU CHODZI przecież
    2. Ale spełnia wymogi gatunku, czyli melodramatuba, śmiem przypuszczać, że umości się na równym wysokim podium w tym temacie, co Pretty Woman. W sumie Grey to współczesna wersja super baśni z Julią Roberts.Co prawda Julia grała prostytutkę, ale w gruncie rzeczy była tak samo niewinna, czysta, dziewicza duchowo i dobra jak Anastasia. Potem już same podobieństwa – jej dobroć, długie nogi, piękne ciało, niewinność, zero skłonności do intryg i złośliwości czy nie daj boże – dominacji, szklące się smutkiem oczy, oddanie – powodują, że bogaty przystojny pan postanawia opuścić gardę i podejmuje ryzyko bycia z panią w tak zwanym związku.I zaczyna się – bywanie, drogie ciuchy, prezenty, przygody, extra muzyka, lecimy w to.
    3. Skłonili mnie aktorzyOn, Jamie Dornan, bo super wygląda w reklamie gaci Calvina Kleina. Poza tym kojarzę go z dość dobrej roli w serialu The Fall, w którym to grał psychopatycznego faceta mordującego seryjnie młode laski.Generalnie choć mam skłonność do panów ufryzowanych z loczkiem nad czołem, to nie uważam, żeby Jamie był aż taki super. Ma za bardzo spiczasty nos i kaczy chód (w Greyu nie widać, ale w The Fall widać). W tym filmie mówi tak samo jak w bohater psychopata, jakimś dziwnym irlandzkim akcentem.Ona, Dakota Johnson. Nie podobała mi się, jak widziałam jej zdjęcia na pudelku, ale że lubię koneksje, to przyjrzałam jej się lepiej. Odkryłam bowiem, że to córka dzielnego policjanta z Miami – Dona Johnsona (kochałam się w nim jak byłam w 8 klasie) i Melanie Griffith. Lubię badać podobieństwa ludzi do rodziców i tak oto Dakota ma oczy,wzrost, nogi i wysokie czoło po mamusi a nos i rysy twarzy po tatusiu. Wyszedł miks – nie klasycznie piękny, ale ciekawy.
      Zrzut ekranu 2015-03-21 o 11_Fotor
      Jako aktorka to cóż. Jej gra polega na tym, że szklą jej się oczy i wciąż przygryza wargę. No ale Grey chyba więcej nie oczekiwał.
    4. Dlaczego babki kochają ten film?Jest to proste. Zaryzykuję stwierdzenie, że żadna z nas nie jest wcale feministką, ani za równouprawnieniem. Za to każda marzy, żeby być w łóżku kłodą, żeby on przejął inicjatywę i miał pomysły, którymi ją doprowadzi do 5 orgazmów na raz, żeby kupował jej niespodziewanie wszystko to, czego ona nawet nie zdąży zapragnąć. Może zacząć od najnowszego Mac Booka Pro. Iphone’a może sobie darować, bo fajnie być hipsterką i posługiwać się starym alcatelem z klapką. Potem mogą być samochody, samoloty, przygody. Każda marzy, żeby pan zawsze wiedział, co robić razem każdego dnia, gdzie jest dobra knajpa, gdzie extra miejsce na bzykanie, gdzie dobry plener, gdzie najlepszy szampan. Żeby nie trzeba było wymyślać i szukać godzinami w internecie co by tu porobić w weekend.Każda chciałaby, aby pan był zabójczo przystojny, zabójczo bogaty, oddany jej, stanowczy, dominujący, interesujący się, zjawiający się znienacka, tajemniczy, biegły w te klocki, czuły, czasem zimny, adorujący, zabiegający, mówiący – jesteś piękna, żeby umiał grać na fortepianie smutne melodie przy świecach, żeby umiał tańczyć standardy do Franka Sinatry, żeby umiał pilotować, znał języki, exela miał w 1 placu a do tego mógł napisać powieść o NIEJ. Zawsze atrakcyjny, zawsze w tle super soundtrack.
      Tak, to taki byłby spoko.
      A my byłybyśmy OBIEKTAMI zabiegów takiego kogoś. Do hołubienia, do obdarowywania, do bycia pożądaną super laską.
      Tyle, że nie każda jest Anastasią.Ale bez względu na to, jak umiemy przygryzać wargi i ronić łzy na zawołanie – to i tak wszystkie facetki kochają baśnie i nic w tym złego uważam.
    5. Co z tym seksem
      Jak wiadomo cała ta perwera mająca być sado maso, została w filmie mocno wyciszona i sprowadzona do paru klapsików i myziania szpicrutą. Film w końcu miał trafić nie do zboczeńców tylko do widowni powyżej12 roku życia.
      Ale pomijając fakt  wyblurowania sadomasochizmu w filmie, to Jamie jako facet z tymi skłonnościami nie przekonał mnie wcale, że lubi sobie potorturować gładkie lasie i że go to podnieca.Jego seksualne wystąpienia sprawiały wrażenie, jakby załatwiał sobie traumę z dzieciństwa i jako syn dziwki rekompensował sobie niespełnienie w byciu synem dobrej pani matki biciem lasek po dupie szpicrutą.Ostatnia scena, kiedy wymierza Anastasi razy tym bacikiem przypominającym łapkę na muchy, jest  właśnie żałosnym rodzajem odreagowania, a nie seksualnego szczytowania.
      Zresztą laska strzela na to focha, bo wyczuwa, że to wcale nie o seks chodzi, tylko chęć odbicia sobie problemów na kimś innym.Dumna bohaterka niby taka ze sklepu żelaznego a potrafi ideałowi powiedzieć krótkie DON’T i pojechać windą  w siną dal.
      Tego też jej zazdrościmy. Bo przeważnie mało która potrafi powiedzieć w związku NIE, zawsze przecież czeka się aż on się „zmieni”, co oczywiście nigdy nie następuje.
    6. WniosekGreyowie i Anastasie nie występują w przyrodzie, tak jak nie ma kotopsa.
      I bardzo dobrze!
      To wszystko to są dobre preteksty na zapatrzenie się przez okno z melancholią, na wzruszenie soundtrackiem, a potem ramionami:)
  • Kto tu rządzi

    Jestem fanką Kieślowskiego i naprawdę 13 marca 1996 (jezu, niemal 20 lat minęło…) roku chyba nawet płakałam, kiedy dowiedziałam się z radia, że nie nakręci już po Trzech kolorach trylogii Niebo, Piekło i Czyściec. A naprawdę wierzyłam w to, że w tych obrazach, scenariuszach pokaże „jak żyć” i w ogóle w kierunku zmierzać jakim.

    Tak się nie stało. Nie przeżył wielki reżyser, który pokazał nam, że dźwięki filiżanek w kawiarni dworcowej i wkładanie buta przez bohaterkę może być sensualne i  można dopatrzeć się w tym prawdziwego znamienia życia, a nie że tylko akcja, pościg i szalona intryga.

    Nie dał rady też jego wierny scenarzysta, a szacowny senator – Krzysztof Piesiewicz, który pogubiwszy się z niewiadomych przyczyn, skończył przebrany w sukienkę wciągając kokainę.

    No szkoda, szkoda. Ale przyszli nowi wychowani na Dekalogu i tak oto oglądamy kolejny film Małgorzaty Szumowskiej. Piszą o nim, że jest najdojrzalszy z jej dotychczasowych filmów. Body/Ciało dostał Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie, podobał się obraz, że Kieślowski, ale bez zadęcia, że mądry, że głęboki, że Gajos, że nie tylko porusza, ale też bawi! ( a Kieślowski np. był śmiertelnie serio)

    No nie wiem. Lubię wszystkie filmy Szumowskiej. Tak jak Szumowska się nieobciachowo ubiera i żyje, tak samo robi nieobciachowe filmy, mają jej rys, mają to coś. „33 sceny z życia” w sumie poruszyły mną bardzo, kiedy opowiadała o odchodzeniu swoich rodziców. Podobnie „Sponsoring”. Tak jak zgodnie piszą – wszystkie te filmy są w jakiś sposób o ciele. O naszym stosunku do niego.

    W czasach, gdy mierzymy każdy centymetr i gram swoich ciał traktując jak koniec świata to, kiedy   one nam się wymykają – takie tematy jakie ona pokazuje powinny nam być bliskie. Ale niekoniecznie chyba są. Przecież nikt nie lubi pochylać się nad chorowaniem, alkoholizmem, odmiennością, ciałem jako towarem. Lubimy myśleć, że jest siedliskiem naszej duszy i podlega naszej kontroli.

    Tymczasem może się okazać, że ciało swoje, my swoje a duszy wcale nie ma.

    Cóż, w Body/ Ciało Szumowska próbuje nas przekonać, że właśnie ten duch jest. I z tym właśnie mam problem.

    Zawsze uważałam się za osobę bardzo uduchowioną, cokolwiek to znaczy. Dla mnie znaczy to, że uważałam, że posiadam „głębię”. A w tej głębi kryją się tajemnice, które, jak sądziłam, są nie do wykrycia. No niestetyż. Są. Głębia polega na tym, że w sobie mości się schowek przed światem. I w nim się chowa. Duchowość i głębia usprawiedliwiają nasz marazm. Maskują strach przed demaskacją. Są pretekstem wymyślonym przez filozofów, żeby usprawiedliwiać swoją ucieczkę przed światem.

    i tak sobie myślę, że albo moja duchowość zubożała, albo ten film nie trafił do tej części mojej osoby, która odpowiada za jakieś bardziej wyabstrahowane emocje.

    A powinien.

    W końcu jest o odwiecznym dualizmie między tym co nieuchwytne a tym co doczesne, o tym, że na co dzień ani myślimy wczuwać się w to, co oznaczają nasze palce, głowa, nogi czy nos. Co najwyżej nie podobają nam się i są powodem naszej frustracji.

    Na pewno film ładnie pokazuje, jak nie kochamy naszych ciał.

    Nie widzimy tego, że za chwilę zlegną w trumnach podmytych przez uszkodzoną kanalizację miejską. A ktoś nas rozpozna przez buty. Nie przez nasz wyraz twarzy. Bo nie będzie go. Będą buty.

    Film ładnie pokazuje, że nasze ciała mamy w dupie. że ciągle się nad nimi znęcamy. Albo ukrywamy.

    Nie przekonał mnie w filmie za bardzo prokurator wlewający w siebie co dzień pół litra czystej, ani jego córka, która choruje cywilizacyjnie, tj. obrażona na życie rzyga i chudnie.

    Ale już Maja Ostaszewska jako terapeutka urzekła mnie jak zawsze. Cóż, Ostaszewska czy gra Beatkę w serialu TVN czy u Szumowskiej czy u Warlikowskiego jest aktorką totalną i mam nadzieję nigdy nie wystąpi w jakimś Gwiazdy skaczą do wody choćby nie wiem jaka bieda ją przycisnęła.

    Więc Maja gra tu spirytystkę, terapeutkę, nawiązuje kontakt z osobami zmarłymi. Jada obiadek z gotowanej marchewki z wyprostowanymi plecami, trzyma w domu psa wielkości cielęcia i zabawki po zmarłym dziecku. Ubiera się w bezkształtne spódnice, bluzki i ortopedyczne buty. Nosi pryncypialne okularki i straszną fryzurę, która upodabnia ja do sąsiadek z blokowiska mających po 70 lat. Kryje swoje ciało, czego widzowie nie mogą jej wybaczyć i rechoczą w kinie kiedy na nią patrzą jak przemierza ohydne osiedla z wielkiej płyty idąc do domu albo kiedy niezdarnie podryguje w tańcu na terapii.

    Nie mogą jej tego wybaczyć tak samo jak młodej Grycance nie wybaczą pokaźnych cycków wywalonych na instagramie jak trofea nie wiadomo czego. Wyśmiejemy wszystko, co jest za bardzo. Za szare i za mocne, za nie takie.

    Wiadomo na pierwszy rzut oka, kto kocha swoje ciało w nadmiarze, kto udaje a kto nim gardzi, bo ważniejsze sprawy na głowie. Maja w tym filmie ma właśnie, te ważniejsze.

    I te ważniejsze sprawy akurat do mnie nie trafiły. Nie mam wiary w obecność zmarłych, ale nie twierdzę, że nie wierzę. Łaska tej wiary spływa chyba tylko na tych, którzy doznali szczęścia autentycznego kochania kogoś naprawdę.  Może wiara w taką duchowość poza nami zależy od zdolności do kochania takiego poza nami, nie dla czegoś, z jakiegoś powodu, tylko ze względu na całość.

    No to ten fragment czy clou nie dotarły do mnie.

    Zabrakło mi narzędzi.

    Ale ten zrobiony w zaśniedziałej konwencji film, ślicznie malujący brzydotę i ubóstwo naszej codzienności, jej absurd i jej nieuchronność obejrzeć warto.

    Ja się skupić też nie mogłam, bo przeszkodziło mi nomen omen moje ciało, albowiem czułam dyskomfort związany z parciem moczu a nie chciałam wychodzić,  bo widzowie syczeli, kiedy ktoś im przeszkadzał. Takimi prawami rządzi się Kinoteka i nie ma na to rady.. Więc czekałam na koniec. Nie mogłam się skupić i może dlatego duch do mnie nie przyszedł.

    Proste. Wiadomo kto jest zwycięzcą.

  • zjedz kanapkę